A teraz notka.
wtorek, grudnia 25, 2007
...To nie możliwe cz. I...
A teraz notka.
środa, grudnia 05, 2007
...Wyjeżdżam -spacer (cz. II)...
To już postanowione i tak jak już pisałam nic
Poszłam do sowiarni zanim dziewczyny się obudziły. Przywołałam swoją śnieżną sowę i poszłam do gabinetu dyrektora. Na szczęście dyrektor akurat wychodził z gabinetu na śniadanie.
-Czy mogę zająć profesorowi chwilkę? -Zapytałam dyrektora.
-Ależ oczywiście panno Evans. -Odpowiedział miło i razem poszliśmy do jego gabinetu. -Tak więc o co chodzi? -Zapytał.
-Chcę wyjechać. -Powiedziałam, a dyrekto spojrzał na mnie znacząco i zapytał:
-Jesteś tego pewna? Chcesz wyjechać i zostawić przyjaciół?
-Tak chcę wyjechać i proszę tylko o wyrzenie zgody i pomoc w znalezieniu innej szkoły. -Powiedziałąm spokojnie, ale zbierało mi się na płacz.
-No więc dobrze pojedziesz do szkoły w Piuton oczywiście jeżeli się nie rozmyślisz. -Powiedział do mnie również spokojnie.
-Nie nie zmienię zdania i jeśli można to chciałabym wyjechać już dzisiaj. -Powiedziałam pewnie. -Do widzenia. Muszę się jeszcze spakować. -Powiedziałam i wyszłam z gabinetu.Poszłam prosto do mojego dormitorium i na szczęście nie spotkałam żadnej z dziewczyn. Wyciągnęłam swój kufer i zaczęłam pakowanie. Po 2 godzinach byłam już gotowa.
-Proszę o to twoje zezwolenie na opuszczenie szkoły ja już wysłałem list do Piuton. Zawiezie cię nasz pociąg. -Powiedział i podał mi kopertę, a następnie odszedł.
Szłam korytarzami, których napewno nie zapomnę. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami do Wielkiej Sali. Nie chciałam się z nikim rzegnać.
Nagle usłyszałam głos dyrektora.
-Moi mili proszę o chwilę uwagi. Chciałem wam powiedzieć, że jedna z uczennic, dobrych uczennic opuściła nas. Oooo tak Lily Evans wyjechała z tej szkoły do innej, ponieważ... No cóż nawet nie wiem dlaczego, najwidoczniej nie czuła się tutaj dobrze. -Powiedział i usiadł. Wszyscy wyglądali na zdziwionych. Moje przyjaciółki miały łzy w oczach.
-Nigdy was nie zapomnę. -Powiedziałam na głos i poszłam na stację Hogsmead.
Tam czekał na mnie jak powiedział mi dyrektor Błędny Rycerz. Wsiadłam do niego i pojechałam na peron 9 i 3/4. Wsiadłam do pociągu, który już na mnie czekał. Usiadłam w pusty, przedziale i zaczęłam myśleć o wszyskim. Czy dobrze zrobiłam wyjeżdżając. Wyciągłam mój album i zaczęłam przeglądać zdjęcia z całego roku.
Pierwsze było zrobione na lekcji zielarstwa. Bytł tam Remus, James i Marg. Przerabialiśmy wtedy Gryzonie Żółto Dziobowe. Jak się wtedy śmialiśmy z nich.
Nie mogłam oglądać tych zdjęć tak za nimi tęskniłam. Za Laną, którą poznałam na Pokątnej, za Remusem, którego poznałam dopiero w Hogwarcie. Tęskniłam za Marg, którą poznałam w przedziale. Tęskniłam za wszystkimi nawet za Jamesem i za jego wszystkimi próbami zdobycia mnie. Wiedziałam, że takich przyjaciół nigdy nie zapomnę. Dojecham do Piuton i zobaczyłam szkołę.
Była piękna w niczym nie przypominała
Hogwartu. Byłóą pomalowana na biało i otoczona lasami. Weszłam do środka, tam również było pięknie. Podeszłą do mnie jakaś pani i zaprowadziłą mnie do Wielkiej Sali, żebym zjadłą obiad. Wszędzie było pusto.
-Uczniowie są na zajęciach. -Wytłumaczyła mi. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Załuważyłam że jest tu tylko jeden stół. Gdy zjadłam to dostałam od tej pani coś co przypominało mapę. Więc ruszyłam do swojego pokoju, bo nie było tu domów tak jak w Hogwarcie. W pokoju były 4 łóżka, a nad każdym było zdjęcie ucznia. Z tych zdjęć wynikało, że pokój będę mieć z dwoma chłopakami i dziewczyną. Wszyscy byli w moim wieku, a wynikało to z ich planu lekcji. Po godzinie moi współlokatorzy zaczęli przychodzić z zajęć.
-Cześć. -Przywitała się dziewczyna. -Nazywam się Roksana Annos.
-Ja nazywam się Zack Rogul. -Przedstawiłsię chłopak.
-A ja jestem Lucjusz Malfoy. -Przedstawił się drugi chłopak, który był najbardziej przystojny.
-Cześć nazywam się Lily Evans. -Przedstawiłam się.
Zack i Roksana poszli już na kolację, a ja rozmawiałam z Lucjuszem, który gdzieś po 15 minutach zaproponował spacer, a ja się zgodziłam. Wzięłam sweter i poszliśmy. Lucjusz opowiadał mi o historiach tego zamku, a ja jemu o historiach Hogwartu. Już po 2 godzinach spaceru byliśmy przyjaciółmi.
-Chodź teraz pokarzę ci nasz taraz. -Powiedział i poszliśmy korytarzem, później po schodach aż do drzwi które Lucjusz pchnął i weszliśmy na piękny taras ozdobiony przeróżnymi kwiatami. Lucjusz zaczął się powoli do mnie zbliżać i...
niedziela, grudnia 02, 2007
...Wyjeżdżam... (cz. I)
-Lily, kocham cię...-Zaczął Jack.
-Ale ja ciebie nie. -Przerwałam mu. -Przykro mi. -Powiedziałam i wróciłam do Wielkiej Sali, Lana z Syriuszem właśnie z tamtąd wychodzili zajęci rozmową. Nawet mnie nie zauważyli. Czułam, że powoli tracę najlepszą przyjaciółkę. Ona teraz ma chłopaka i więszość czasu będą spędzać razem, mogłam się tego spodziewać. Usiadłam naprzeciw Remusa, który był przeraźliwie blady.
-Coś się stało? -Zapytałam go.
-Nie nic tylko... Yyy. Moja mama jest chora. -Powiedział tak jakby nie był tego pewien. -Tak moja mama jest chora i będę musiał dzisiaj do niej jechać. -Powiedział i wyszedł z Wielkiej Sali niby pod pretekstem spakowania się. "On coś ukrywa" pomyślałam i wyszłam za Remusem. Zobaczyłam Jacka, uśmiechnęłam się do niego, ale on tylko wzruszył ramionami i przeszedł obojętnie koło mnie, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Poszłam samotnie na zajęcia. Pierwszą lekcją były eliksiry z prof. Mikel, która nienawidziłą Gryfonów. Więc lepiej było się nie spóźnić. Czekałam na profesor razem z gryfonami i Ślizgonami, ale ona nie wychodziła.
-Co się stało tej wiedźmie? -Zapytał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się, a tam stali dwaj Gryfoni: James i Syriusz. Spojrzałam na nich z pogardą i z powrotem się odwróciłam.
-Hej Evans! -Zawołał James. -Gdzie zgubiłaś swojego Jacka?
-Po pierwsze to nie jest mój Jack, a po drugie to nie odzywam się do takich karaluchów jak ty Potter! -Wrzsnęłam i jakim cudem, ale coś się ze mną stało, że oplułam go. Potter był wściekły.
-Expelliarmus! -Rzucił na mnie pierwsze, lepsze zaklęcie jakie mu przyszło do głowy. Poczyłam że się przewracam, lecz szybko się podniosłam.
-Expelliarmus! -Również rzuciłam to zaklęcie. nie wiedziałam, że prof. Mikel wyszłą już ze swojego gabinetu. Potter upadł, lecz on nie miał tyle szczęścia co ja. Uderzył z całej siły w ostry róg ściany. Opiekunka Ślizgonów była wściekła.
-Potter do Skrzydła Szpitalnego, a za twoje zachowanie Evans Gryffindor traci 100 punktów. Idziemy do McGonagall, a wy siadać w ławkach. -Powiedziała do reszty uczniów. Pottera już nie było. A ja byłam na niego wściekła, pewnie mu się upiecze.Doszliśmy do sali Transmutacji.
-Przepraszam pani profesor, czy można panią prosić? -Zapytała wściekle.
McGonagall wyszła, spojrzała na mnie, a potem na prof. Mikel.
-Ta oto młoda panna rzuciła zaklęcie na moich oczach na pana Pottera, który nieszczęśnie uderzył w róg ściany. Co pani na to? -Ninawidziłam tej wiedźmy z całego serca.
-Dziękuje pani może pani już iśc dokończyć lekcją, a ja pogadam sobie z panną Evans. -Powiedziała McGonagall.