wtorek, grudnia 25, 2007

...To nie możliwe cz. I...

Notka pojawiła się z okazji świąt Narodzenia Pana. Chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia: zdrowia, wiele radości i dużo czasu na komentowanie moich postów. :-) Notkę dedykuję Aghacie z zycie-huncwotow-i-innych.blog.onet.pl, która jest z mną od moich pierwszych, najmarniejszych notek. (Oczywiście bardzo serdecznie ją pozdrawiam!!!)
A teraz notka.

***
Lucjusz powoli mnie pocałował. Poczułam tysiące motylków w brzuchu, było to cudowne uczycie. NAgle zaczął padać deszcz.
-Chodżmy już. -Powiedziałam odrywając się od niego, lecz on nic sobie z tego nie zrobił tylko nadal mnie całował.
-Chodżmy już. -Powiedziałam ponownie się od niego odrwając.
-Och, no dobrze. -Powiedział, wyminął mnie i nie zwracając na mnie najmniejszej uwagiposzedł sobie.
-Lucjusz! -Zawołałam za nim. Lucjusz zaczekaj! -W końcu się zatrzymał i zapytał
-o co ci chodzi? -Spojrzałam na niego zdziwiona.
-O co mi chodzi? -Zapytałam poirytowana. -Chyba o co tobie chodzi? Prawda?
-Kochasz mnie? -Popatrzył na mnie znacząco.
-Wybacz mi alejak można kogoś kochać po zaledwie paru godzinach spędzonych ze sobą? -Byłam wściekła na Lucjusza, nie rozumiałam go.
-Czyli mnie nie kochasz?
-Przykro mi ale nie. -Powiedziałam i wróciłam do pokoju, na szczęście nikogo nie było, bo był to czas kolacji. Ja nie byłam głodna, tylko śpiąca. Poszłąm do łązienki, napuściłam sobie gorącej wody do wanny i weszłam do nioej. Usłyszałam, że kktoś wszedł do pokoju, lecz i tak nie wyszłam z łazienki.
-Lily! Lily wyłaż! Siedzisz tam już ponad godzinę! -Dobijała się Roksana. Ubrała piżamę i wyszłam.
-No nareszcie. -Powiedziałą i weszła do łazienki, a ja położyłąm się na łóżku i spojrzałam tępo w sufit.
-Coś się stało? -Zapytał Zack patrząc na mnie podejrzliwie.
-Nie nic. -Odpowiedziałam uśmiechając się sztucznie.
Zaczęłiśmy rozmawiać na przeróżne tematy. Bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy, zarówno z Zackiem, jak i z Roksaną, która dołączyła się do rozmowy gdy wyszła z łazienki.
-Podobno Lucjusz wyjeżdża. -Powiedziałą Roksana, kiedy to Zack poszedł do łazienki.
-Co, ale dlaczego? -Dopytywałam się Roksany.
-No nie jestem zbyt pewna -Zaczęła. -ale z tego co słyszałam od Lucjusza to ma chorą matkęi musi się przeprowadzić żeby być bliżej niej. -RZekła i położyła się na łóżku.
-A tak w ogóle to gdzie on jest? -Zapytałam patrząc na łóżko Lucjusza.
-Już pojechał. -Powiedziała, a po chwili dodała. -Śpij już.
Lecz ja wcale nie zamierzałam spać. Ubrałam to co mi się nawinęło pod rękę i popędziłam na błonia. Na szczęście szybko go zobczyłam. Szedł przed siebie zamyślony.
- Lucjusz! Lucjusz czekaj! -Odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy.
- Kocham Cię Lily. -Powiedział i pocałował mnie. Po chwili się od niego oderwałam.
- Lepiej już idź. -Popędziłam go. -Jeszcze się spóźnisz na pociąg. -Po raz ostatni go pocałowałam, a on poszedł. Wróciłam do pokoju. Zack i Roksana już spali, wogóle im się nie dziwiłam wkońcu było już grubo po północy. Ja również położyłam się spać. Rano zostałam okrótnie obudzona przez budzik.
- O nie.- Mruknęłam niezadowolona, wyłączając budzik. Roksana już się obudziła i chciała obudzić Zacka, kiedy wpadłam na pewien pomysł. Przedstawiłam go Roksanie i obydwie uznałyśmy, że jest wspaniały. Roksana szybko wyczarowała kubeł zimnej wody i wylała go na Zacka. Ten jak oparzony zerwał się z łóżka, spojrzał na nas wściekle i wszedł do łazienki. My chichotałyśmy cicho w rogu pokoju, gdy Zack wyszedł spojrzał na nas swoim zwykłym, miłym wzrokiem, a my już wiedziałyśmy, że mu przeszło. Poszliśmy razem na śniadanie rozmawiając wesoło po drodze.
Zauważyłam, że Zack ukradkiem spogląda na Roksanę. "Czyżby miłość?" myślałam, "ale nie, to niemożliwe".
-Jak zapewne wszyscy wiedzą- Zaczął dyrektor.- już jutro mamy koniec roku, więc z tej okazji...- Przerwał na chwilę, aby potem krzyknąć.- Z tej okazji odwołuje wszystkie zajęcia!- Nauczyciele byli wyjątkowo szczęśliwi. Nauczycielka transmutacji podeszła do mnie, Roksany i Zacka.
- Chodźcie na chwilę do mojego gabinetu.- Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy za nauczycielką.
- Lucjusz wczoraj pojechał do domu w sprawach rodzinnych. Już nie będzie chodził do naszej szkoły, z tego powodu...- Przerwała, podeszła do drzwi i zaprosiła do gabinetu ładną brunetkę.- To jest Elizabeth Tucker jest w waszym wieku.- Powiedziawszy to wyszła z gabinetu.
- Jestem Roksana.- Pierwsza się przedstawiła, po czym podała jej rękę.
- Ja jestem Elizabeth, ale mówcie mi Liz.- Powiedziała uśmiechając się.
- Jestem Lily, a to jest Zack.- Powiedział wskazując na Zacka i uśmiechając się.
- Miło m i was poznać.
Poszliśmy razem na błonia i zaczęliśmy długą rozmowę. Wszyscy się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy zaczęło się ściemniać poszliśmy do pokoju, rozmawialiśmy jeszcze chwilę i poszliśmy spać.
***
- Dzisiaj koniec roku szkolnego.- Mówił dyrektor na śniadaniu.- Kolejny raz sptkamy się 1 września. będę za wami tęsknić.
- Zakończył, a wszyscy zaczęli klaskać. Poszliśmy na peron, pociąg już czekał. Poszłam za Roksaną do wolnego przedziału. Za nami przyszła Liza.
- Roksana co jest z tobą i Zackeim?- Zapytałam z nienacka.
- Nic.- Powiedziała czerwieniąc się.- A co by miało być?
- No wiesz...- Zaczęłam udając zamyśloną.- Może miłość?
- Co?- Roksana aż wstała ze złości.- Jak śmiesz?- zapytała ze łzami w oczach, po czym wyszła głośno trzaskając drzwiami.
- Roksana!- Zawołałam za nią.
- Roksana zatrzymaj się!
- Przepraszam.- Powiedziałam po krótkiej chwili milczenia. Roksana uśmiechnęła się i powiedziała:
- Wiesz, że nie potrafię się na Ciebie długo gniewać.- Po czym przytuliła się do mnie. Razem wróciłyśmy do przedziału, gdzie Liz siedziała zamyślona patrząc w okno, gdy nas zobaczyła uśmiechnęła się. Kiedy dojechaliśmy na stację zobaczyłam rodziców. Szybko do nich podbiegłam.
- Jak ja za wami tęskniłam.- Powiedziałam przytulając się do nich.
- My też za Tobą tęskniliśmy.- Powiedziała mama uśmiechając się promiennie. Wsiadliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.
- Mamo przyszedł list.- Powiedziała Petunia znudzonym głosem.
- Och nareszcie.- Ucieszyła się mama.- Czekałam na niego.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że to potwierdzenie z obozu?
- Tak dokładnie.- Rzekła mama i spojrzała na mnie.
-Lily...- Zaczęła mama.
- Nie pojadę na żaden obóz.- Powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.
- Oczywiście, że pojedziesz.- Wtrącił się tata.
- Nie ma mowy. Nigdzie nie pojadę.- Powiedziałam i trzaskając drzwiami wyszłam. Pobiegłam do parku, usiadłam na ławeczce i rozpłakałam się. W sercu poczułam, że to nie jest już mój dom. Postanowiłam trochę pobiegać, na początku biegłam wolno, a potem maksymalnie przyśpieszyłam. Nagle z wielkim hukiem wpadłam na kogoś. Oboje runęliśmy na ziemię, noga przeraźliwie mnie bolała.
- Masz skręconą kostkę.- Powiedział chłopak na którego wpadłam. Zamarłam, bardzo dobrze znałam ten głos, choć nie słyszałam go od dłuższego czasu. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy...

środa, grudnia 05, 2007

...Wyjeżdżam -spacer (cz. II)...

Wyjadę jeszcze przed nowym rokiem.
To już postanowione i tak jak już pisałam nic
nie zmieni moję już dawno podjędej decyzji.

Pozdrowienia od Lily



Poszłam do sowiarni zanim dziewczyny się obudziły. Przywołałam swoją śnieżną sowę i poszłam do gabinetu dyrektora. Na szczęście dyrektor akurat wychodził z gabinetu na śniadanie.
-Czy mogę zająć profesorowi chwilkę? -Zapytałam dyrektora.
-Ależ oczywiście panno Evans. -Odpowiedział miło i razem poszliśmy do jego gabinetu. -Tak więc o co chodzi? -Zapytał.
-Chcę wyjechać. -Powiedziałam, a dyrekto spojrzał na mnie znacząco i zapytał:

-Jesteś tego pewna? Chcesz wyjechać i zostawić przyjaciół?
-Tak chcę wyjechać i proszę tylko o wyrzenie zgody i pomoc w znalezieniu innej szkoły. -Powiedziałąm spokojnie, ale zbierało mi się na płacz.
-No więc dobrze pojedziesz do szkoły w Piuton oczywiście jeżeli się nie rozmyślisz. -Powiedział do mnie również spokojnie.
-Nie nie zmienię zdania i jeśli można to chciałabym wyjechać już dzisiaj. -Powiedziałam pewnie. -Do widzenia. Muszę się jeszcze spakować. -Powiedziałam i wyszłam z gabinetu.Poszłam prosto do mojego dormitorium i na szczęście nie spotkałam żadnej z dziewczyn. Wyciągnęłam swój kufer i zaczęłam pakowanie. Po 2 godzinach byłam już gotowa.
-Proszę o to twoje zezwolenie na opuszczenie szkoły ja już wysłałem list do Piuton. Zawiezie cię nasz pociąg. -Powiedział i podał mi kopertę, a następnie odszedł.
Szłam korytarzami, których napewno nie zapomnę. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami do Wielkiej Sali. Nie chciałam się z nikim rzegnać.
Nagle usłyszałam głos dyrektora.
-Moi mili proszę o chwilę uwagi. Chciałem wam powiedzieć, że jedna z uczennic, dobrych uczennic opuściła nas. Oooo tak Lily Evans wyjechała z tej szkoły do innej, ponieważ... No cóż nawet nie wiem dlaczego, najwidoczniej nie czuła się tutaj dobrze. -Powiedział i usiadł. Wszyscy wyglądali na zdziwionych. Moje przyjaciółki miały łzy w oczach.
-Nigdy was nie zapomnę. -Powiedziałam na głos i poszłam na stację Hogsmead.
Tam czekał na mnie jak powiedział mi dyrektor Błędny Rycerz. Wsiadłam do niego i pojechałam na peron 9 i 3/4. Wsiadłam do pociągu, który już na mnie czekał. Usiadłam w pusty, przedziale i zaczęłam myśleć o wszyskim. Czy dobrze zrobiłam wyjeżdżając. Wyciągłam mój album i zaczęłam przeglądać zdjęcia z całego roku.
Pierwsze było zrobione na lekcji zielarstwa. Bytł tam Remus, James i Marg. Przerabialiśmy wtedy Gryzonie Żółto Dziobowe. Jak się wtedy śmialiśmy z nich.
Nie mogłam oglądać tych zdjęć tak za nimi tęskniłam. Za Laną, którą poznałam na Pokątnej, za Remusem, którego poznałam dopiero w Hogwarcie. Tęskniłam za Marg, którą poznałam w przedziale. Tęskniłam za wszystkimi nawet za Jamesem i za jego wszystkimi próbami zdobycia mnie. Wiedziałam, że takich przyjaciół nigdy nie zapomnę. Dojecham do Piuton i zobaczyłam szkołę.

Była piękna w niczym nie przypominała
Hogwartu. Byłóą pomalowana na biało i otoczona lasami. Weszłam do środka, tam również było pięknie. Podeszłą do mnie jakaś pani i zaprowadziłą mnie do Wielkiej Sali, żebym zjadłą obiad. Wszędzie było pusto.
-Uczniowie są na zajęciach. -Wytłumaczyła mi. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Załuważyłam że jest tu tylko jeden stół. Gdy zjadłam to dostałam od tej pani coś co przypominało mapę. Więc ruszyłam do swojego pokoju, bo nie było tu domów tak jak w Hogwarcie. W pokoju były 4 łóżka, a nad każdym było zdjęcie ucznia. Z tych zdjęć wynikało, że pokój będę mieć z dwoma chłopakami i dziewczyną. Wszyscy byli w moim wieku, a wynikało to z ich planu lekcji. Po godzinie moi współlokatorzy zaczęli przychodzić z zajęć.
-Cześć. -Przywitała się dziewczyna. -Nazywam się Roksana Annos.
-Ja nazywam się Zack Rogul. -Przedstawiłsię chłopak.
-A ja jestem Lucjusz Malfoy. -Przedstawił się drugi chłopak, który był najbardziej przystojny.
-Cześć nazywam się Lily Evans. -Przedstawiłam się.
Zack i Roksana poszli już na kolację, a ja rozmawiałam z Lucjuszem, który gdzieś po 15 minutach zaproponował spacer, a ja się zgodziłam. Wzięłam sweter i poszliśmy. Lucjusz opowiadał mi o historiach tego zamku, a ja jemu o historiach Hogwartu. Już po 2 godzinach spaceru byliśmy przyjaciółmi.
-Chodź teraz pokarzę ci nasz taraz. -Powiedział i poszliśmy korytarzem, później po schodach aż do drzwi które Lucjusz pchnął i weszliśmy na piękny taras ozdobiony przeróżnymi kwiatami. Lucjusz zaczął się powoli do mnie zbliżać i...

***
Chyba każdy wie co się stanie dalej :-). Myślę, że notka pojawi się najwcześniej w sobotę. Mam nadzieję, że notka wam się podobała.

niedziela, grudnia 02, 2007

...Wyjeżdżam... (cz. I)

Ta notka miałą się pojawić wczoraj, ale zapomniałam ją opublikować. Dzisiaj nie będzie to całość. W środę 5 grudnia pojawi się jej dalsza część.
Życzę miłe lektury i liczę na wiele komentarzy. :-)
***
Stałam, stałam i nie wiedziałam co powiedzieć. "Przecież ja go nie kocham".
-Lily, kocham cię...-Zaczął Jack.
-Ale ja ciebie nie. -Przerwałam mu. -Przykro mi. -Powiedziałam i wróciłam do Wielkiej Sali, Lana z Syriuszem właśnie z tamtąd wychodzili zajęci rozmową. Nawet mnie nie zauważyli. Czułam, że powoli tracę najlepszą przyjaciółkę. Ona teraz ma chłopaka i więszość czasu będą spędzać razem, mogłam się tego spodziewać. Usiadłam naprzeciw Remusa, który był przeraźliwie blady.
-Coś się stało? -Zapytałam go.
-Nie nic tylko... Yyy. Moja mama jest chora. -Powiedział tak jakby nie był tego pewien. -Tak moja mama jest chora i będę musiał dzisiaj do niej jechać. -Powiedział i wyszedł z Wielkiej Sali niby pod pretekstem spakowania się. "On coś ukrywa" pomyślałam i wyszłam za Remusem. Zobaczyłam Jacka, uśmiechnęłam się do niego, ale on tylko wzruszył ramionami i przeszedł obojętnie koło mnie, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Poszłam samotnie na zajęcia. Pierwszą lekcją były eliksiry z prof. Mikel, która nienawidziłą Gryfonów. Więc lepiej było się nie spóźnić. Czekałam na profesor razem z gryfonami i Ślizgonami, ale ona nie wychodziła.
-Co się stało tej wiedźmie? -Zapytał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się, a tam stali dwaj Gryfoni: James i Syriusz. Spojrzałam na nich z pogardą i z powrotem się odwróciłam.
-Hej Evans! -Zawołał James. -Gdzie zgubiłaś swojego Jacka?
-Po pierwsze to nie jest mój Jack, a po drugie to nie odzywam się do takich karaluchów jak ty Potter! -Wrzsnęłam i jakim cudem, ale coś się ze mną stało, że oplułam go. Potter był wściekły.
-Expelliarmus! -Rzucił na mnie pierwsze, lepsze zaklęcie jakie mu przyszło do głowy. Poczyłam że się przewracam, lecz szybko się podniosłam.
-Expelliarmus! -Również rzuciłam to zaklęcie. nie wiedziałam, że prof. Mikel wyszłą już ze swojego gabinetu. Potter upadł, lecz on nie miał tyle szczęścia co ja. Uderzył z całej siły w ostry róg ściany. Opiekunka Ślizgonów była wściekła.
-Potter do Skrzydła Szpitalnego, a za twoje zachowanie Evans Gryffindor traci 100 punktów. Idziemy do McGonagall, a wy siadać w ławkach. -Powiedziała do reszty uczniów. Pottera już nie było. A ja byłam na niego wściekła, pewnie mu się upiecze.Doszliśmy do sali Transmutacji.
-Przepraszam pani profesor, czy można panią prosić? -Zapytała wściekle.
McGonagall wyszła, spojrzała na mnie, a potem na prof. Mikel.
-Ta oto młoda panna rzuciła zaklęcie na moich oczach na pana Pottera, który nieszczęśnie uderzył w róg ściany. Co pani na to? -Ninawidziłam tej wiedźmy z całego serca.
-Dziękuje pani może pani już iśc dokończyć lekcją, a ja pogadam sobie z panną Evans. -Powiedziała McGonagall.

***
Tak myślałam szlaban mnie nie ominął, a McGonagall była tak wściekła, że odjęła jeszcze Gryfonom 100 punktów. Szlaban miał trwać miesiąc. Oczywiście jak podejrzewałam Potterowi się upiekło. Rozpłakałam się. Nie wiedziałam ile czasu minęło od wyjścia z gabinetu McGonagall. Ja po prostu siedziałam pod ścianą i płakałam. Zegar wybił północ, a ja nadal tam siedziałam. W końcu postanowiłam wysłać list do rodziców, poszłam do dormitorium wzięłam wolny kawałek pergaminu i pióro i poszłąm do sowirni. Usiadłąm sobie na parapecie i zaczęłam pisać.
Kochani Rodzice!
Przepraszam, że do was nie pisałam, ale tyle się działo, że nie miałam czasu.
Ale teraz stało się coś czego nie zniosłam. Podjęłam decyzję, której nie zmienię.
Mam nadzieję, że ją uszanujecie, ale o tym potem. Pierwsze napiszę wam tylko ten króciutki list, a w następny napiszę wam o co chodzi. Nie chcę was martwić moimi sprawami, ale w tym momencie najbardziej was potrzebuję.
Mój kolejny list napiszę zaraz po tym jak otrzymam odpowiedź na ten.
Kocham was i pozdrawiam
Lily
P.S. Pozdrówcie Petunię!
Przywołałam do siebie Śnieżkę i dałam jej list. Mojej decyzji nic już nie zmieni.
Poszłam do dormitorium i położyłam się spać. miałąm nadzieję, że rodzice szybko odpiszą. Rano obudziło mnie ciche pukanie. otworzyłam oczy i zobaczyłam Śnieżkę z listem. Szybko otworzyłam okno i wzięłam list.
Kochana Lily!
Nie zależnie od tego co się stało i jaką decyzję podjęłaś. My się z tobą zgodzimy.
Czekamy na twój list z pewnymi objaśnieniami.
Kochamy cię Lily
Rodzice
Ich list był bardzo krótki, ale wiele mi wyjaśnił, "Oni się zgodzą" pomyślałam, chwyciłam pióro, pusty pergamin i zaczęłam mój list.
Kochani Rodzice!
Tutaj w Hogwarcie nie czuję się zbyt dobrze. Mam niewielu przyjaciół.
Nie czuję się szczęśliwa, więc podjęłam taką decyzję jaką podjęłam.
Nie chciałąbym żebyście się martwili. Dzisiaj pójdę do dyrektora i wszystko załątwię. Czakajcie na mnie na peronie bo wyjeżdżam...
***
Notka w pewnym sensie wszystko komplikuje. W żuciu Lily pojawią się nowa ważne osoby. W nowej szkole doświadczy wielu przygód, ale wszystkiego dowiecie się w nowej noci czyli już w środę, bo ona jest prawie gotowa.

czwartek, listopada 15, 2007

..."Zgodzić się?"...

Bardzo się cieszyłam, że Lana mi wybaczyła. Zwierzyłam jej się z moich wszystkich problemów, bo wiedziałam, że mnie zrozumie. Poszłam do Pokoju Wspólnego. Schodziłam po schodach i wpadłam na Remusa.

-Co ty tutaj robisz? –Zapytałam zdziwiona, bo z tego, co mówiła mi Marg to chłopcy nie mogą wchodzić do dormitorium dziewczyn.

-O, witaj Lily. Chciałem pożyczyć książkę od Sally. –Odpowiedział mi.

-No, ale chłopcy nie mogą wchodzić do naszego dormitorium.

-No cóż, ale my chłopcy mamy swoje sposoby. –Uśmiechną się tajemniczo.

-Ale Sally chyba jeszcze śpi. –Powiedziałam.

-A, to nic nie szkodzi. Obudzę ją. –Powiedział z uśmiechem. Wyminęłam go i poszłam usiąść sobie przed kominkiem. Miałam jeszcze czas do zajęć, a poza tym czekałam na dziewczyny…




***



-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!! –dało się słyszeć głośny krzyk Sally. –Lupin!!! Co ty tutaj robisz?!!! Pobiegłam do dormitorium. Zobaczyłam Remusa wychodzącego z naszej sypialni.

-Co się stało? –Zapytałam Remusa. –Słyszałam, jak Sally krzyczała. –Powiedziałam pospieszając go.

-Yyyy… No wiesz… -Zaczął kulawo.

-No powiedz wreszcie –powiedziałam ponaglając go.

-Yyyy… No ja wszedłem jak Sally, no wiesz…-Zakończył.

-O Boże!!! –Wrzasnęłam i pobiegłam na górę. Wpadłam jak pocisk do naszego dormitorium, a tam zobaczyłam Lanę i Marg, które cicho rozmawiały.

-Co się stało? –Po raz kolejny dzisiaj zadałam to pytanie.

-No wiesz –Zaczęła Lana –niedawno był tu Remus i on wszedł jak… -Przerwała, bo Sally wyszła z łazienki, postanowiłam dzisiaj o nic jej nie pytać.

-Sally idziesz dziś na zajęcia? –Zapytała Marg.

-Yyyy… Nie chyba nie. –Odpowiedziała nam powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. –Powiedzcie, że źle się czuję. –Dodała, a ja Lana i Marg poszłyśmy na śniadanie. Niestety musiałam usiąść naprzeciw Pottera.

-I, czego się gapisz? Zapytałam wściekła. –Nie możesz parzyć się w swój talerz?

-Nie Liluś, jesteś taka piękna, że nie mogę oderwać od ciebie wzroku. –Powiedział z tym swoim uśmieszkiem i jak zwykle jego ręka powędrowała do włosów, które zmierzwił.

-Tylko nie Liluś Potter. –Naprawdę byłam wściekła. Całym sercem nienawidziłam Pottera.

-Umów się ze mną, a dam ci spokój. –Powiedział i zrobił maślane oczy.

-Chyba śnisz Potter. –Powiedziałam i zajęłam się jedzeniem swojej owsianki.

-Ale ja cię kocham. –Powiedział. –Naprawdę Liluś.

-Nigdy się z tobą nie umówię. O wiele bardziej wolałabym włochatego pająka. Brzydzę się tobą. –Powiedziałam a w Wielkiej Sali, co raz więcej osób przyglądało się nam.

Wstałam od stołu. Potter też to zrobił. Zatrzymałam się i popatrzyłam się dziwnie na Pottera, który wyszedł na stół zeskoczył z niego i chciał mnie pocałować, lecz w porę zasłoniłam się książką.

-Uuuuuuuuuuuu!!! –Dało się słyszeć w Wielkiej Sali. Wszyscy (Oczywiście oprócz Ślizgonów) powstawali z miejsc i zaczęli bić brawo. Ze strachem zobaczyłam na dyrektora. I nie mogłam uwierzyć. Dyrektor śmiał się i klaskał razem z innymi. Inni nauczyciele spoglądali na niego z pode łba. Wyszłam z Wielkiej Sali i podążyłam samotnie aż na 7 piętro, bo właśnie tam znajdowała się sala do transmutacji.

Po 10 minutach zaczęli się zbierać inni Gryfoni i Krukoni (bo z nimi mieliśmy zajęcia).

Wszyscy nadal śmiali się z Pottera, który był cały czerwony ze złości. Nawet Syriusz musiał powstrzymywać się od śmiechu.

-Dzisiaj zajmiemy się przemianą zwierząt w puchary na wodę… -Zaczęła profesor McGonagall.

-No, mówię ci Evans będzie moja. –Mówił Potter do Blaca.

-Nie no stary tym razem nie wierzę ci na słowo. Przykro mi. –Powiedział Black uśmiechając się złośliwie.

-Panie Potter proszę wstać. O i pan Black również. Czy mógłby mi któryś z panów powiedzieć co ja teraz mówiłam. –Powiedziała ostro McGonagall.

Popatrzyłam na nich z odrazą. Obaj mieli miny świętoszka.

-Niestety pani profesor nic nie usłyszałem. –Powiedział święcie pewny siebie Potter.

Black nie wytrzymał zaczął się niekontrolowanie śmiać. Spojrzałam na niego z odrazą.

-Obaj macie szlaban! –Wrzasnęła wściekła profesorka.



***



-Potter, Black zostańcie na chwilę. –powiedziała McGonagall pod koniec lekcji –musimy omówić wasz szlaban.

-Poczekajcie na nas. –Powiedział Potter do Pettigrwiu i Lupina.

-Dobra poczekamy pod drzwiami. –Odpowiedział mu Lupin.

Poszłam do lochów i zaczęłam rozmawiać z Marg i Laną. W końcu wyszła prof. Mikel.

Która spojrzała z odrazą na Gryfonów.

-Zapraszam do środka –Powiedziała, a wszyscy Gryfoni podążyli za nią.

Gdy lekcja w końcu dobiegła końca poszłam na obiad. Usiadłam z dala od Pottera, ale niestety nie uniknęłam go zamiast za miast dala ode mnie on usiadł sobie koło mnie.

Jadłam zupę pomidorową, gdy nagle, Potter swoją rękę położył na moim pośladku.

-Potter ty zboczeńcu!!! –Wydzierałam się na całą Wielką Salę –Nie dotykaj mnie!!!

Wyleciałam jak oparzona z Wielkiej Sali i pobiegłam do swojego dormitorium. Usiadłam sobie naprzeciw kominka i rozpłakałam się. Płakałam tak i płakałam. Nie poszłam na następne zajęcia. Nagle usłyszałam głosy rozmawiających uczniów wracających z kolacji. Szybko otarłam łzy i nadal siedziałam sobie przed kominkiem. Jakiś trzecioklasista usiadł sobie obok mnie.

-Płakałaś? –Zapytał niespodziewanie.

-Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? –Zapytałam nieznajomego chłopaka.

-Jestem Jack Kastroll. –Przedstawił się.

-Lily, Lily Evans. –Powiedziałam i zaczęliśmy rozmawiać. Miał on czarne włosy i niebieskie oczy. Był przystojny.

-Może pójdziemy na spacer? –Zaproponował Jack.

-Oczywiście. Poczekaj tutaj pójdę tylko po kurtkę.

Poszłam do dormitorium. Ubrałam się ciepło i zeszłam z powrotem na dół.

Poszliśmy na błonia.

-Masz chłopaka? –Zapytał mnie.

-Nie, nie mam, a ty? To znaczy czy masz dziewczynę? –Zapytałam.

-Nie mam, ale ty chyba masz o ile dobrze wiem to Potter cię… -Nie dokończył, bo dostał ode mnie śnieżką.

-Nic nie łączy mnie z Potterem. To gnojek, nienawidzę go –Pojedyncze łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. –Nienawidzę go nienawidzę. –Jack przytulił mnie.

-No już. Cichutko. –Zaczął mnie uspokajać. –Nie płacz już.

Poczułam, że ja i Jack będziemy dobrymi przyjaciółmi.



***



Z Jackiem spędzałam coraz więcej czasu. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi.

Czułam, że Potter jest zazdrosny o Jacka. Patrzył na niego z odrazą.

Odrabialiśmy razem zadanie i wiele innych rzeczy robiliśmy razem.



Czekałam na Jacka w pokoju Wspólnym, mieliśmy iść razem na obiad.

-Lily poprosił mnie, poprosił mnie. –Krzyczała szczęśliwa Lana.

-Ale, o co chodzi. –Zapytałam ją. Zupełnie nie wiedziałam, co się stało.

-No jak to, co. Syriusz poprosił mnie o chodzenie, a ja się zgodziłam. –Powiedziała cała podekscytowana.

-Co?! –Nie mogłam w to uwierzyć. –Nie no gratuluję. –powiedziałam jej.

-Dziękuję ci biegnę, bo Syriuszek na mnie czeka. –Powiedziała i poszła do dormitorium chłopców. Nie mogłam tego zrozumieć przecież Syriusz i Lana raczej się nie lubili to jakim cudem zostali parą.

-Witaj Lily. –Powiedział do mnie Jack i pocałował mnie w policzek.

-Witaj Jack. Jak tam na zajęciach? –Zapytałam go.

-W porządku. To jak idziemy na ten obiad. Jestem strasznie głodny.

-No jasne, Ja też jestem głodna. Nie jadłam jeszcze śniadania. –Powiedziałam mu szczerze. –Więc możemy iść.

Poszliśmy razem na obiad i usiedliśmy przy końcu stołu zaraz koło Syriusz i Lany, którzy całowali się namiętnie. Zaczęłam nakładać sobie przeróżnych pyszności.

-Możemy na chwilkę wyjść? –Zapytał Jack.

-Oczywiście. Chodźmy –powiedziałam i poszliśmy.

-Co się stało? –zapytałam go gdy już wyszliśmy z Wielkiej Sali.

-Ja…Ja…-zaczął się jąkać. –Ja chciałem cię zapytać czy ty no czy chciałabyś… no zostać moją dziewczyną? –Zakończył. Nie spodziewałam się tego. Nie wiedziałam co powiedzieć. W mojej głowie kłębiły się przeróżne myśli „zgodzić się?”…

***

Mam nadzieję, że nocia wam się podoba. Kolejna nocia pojawi się, "chyba" w sobotę, ale nie jestem jeszcze pewna!!! Pozdrowienia!!!

piątek, listopada 09, 2007

...Quidditch? Lekcja latania?...

Zatrzymałam się. Na podłodze było pełno krwi, prowadziła prosto do naszego dormitorium. Poszłam tam. Łóżko jednej z naszych współlokatorek było całe we krwi. Koło niego stał prof. Dambledore i prof. McGonagall.
-Co się stało? - zapytałam zupełnie nie wiedząca kim jest ta dziewczyna i co się stało.
-Nie teraz panno Evans - powiedziała mi profesorka. -Musimy wysłąć pannę Krufey do Świętego Munga. Dyrektor wyczarował niewidzialne nosze i poszli sobie. A ja padłam na moje łóżko. przypomniałam sobie, że miałam przeprosić Lanę, ale byłąm bardzo śpiąca.
***
Gdy obudziłam się ranodziewczyn z dormitorium już nie było. Poszłam do łazienki i załatwiłam wszystkie poranne czynności. Ubrałam się ciepło i poszłam na błonia. Gdy przechodziłam przez Pokój Wspólny zobaczyłam "małą" grupkę dzieci zgromadzonych przy tablicy ogłoszeń. Więc i ja poszłam przeczytać ogłoszenie. A brzmiało ono następująco:
Kapitan drużyny gryfonów poszukuje nowego szukającego i ścigającego. Sprawdziany odbędą się
15 stycznia na boisku do Quidditcha...
-Quidditch? - nie rozumiałam o co tu chodzi. Gdy nagle usłyszałam strzępy rozmowy...
-To jak idziemy na sprawdzian? - pytał jak się okazało to pytał Black Pottera.
-No jasne. Tylko, że nie mamy własnych mioteł. - odpowiedział zawiedziony Potter. - Ej zobacz w poniedziałek mamy pierwszą lekcję latania. Ciekawe dlaczego dopiero teraz. Powinny być od początku roku.
-Pewnie nie mieli nauczyciela. -powiedział Black. Ja wcale nie miałam zamiaru latać na miotle. Poszłam szybko poszukać Marg.
Na szczęście szybko ją znalazłam w bibliotece. Była cała załadowana książkami.
-Margaret? -zapytałam.
-Tak? Oco chodzi? -zapytałą zupełnie nie przytomna. -O witaj Lily. -powiedziałą jakby dopiero teraz oprzytomniała. -Słyszałaś o tej dziewczynie?
-O tak. -odpowiedziałam. -Czy możemy pogadać? -zapytałam.
-Och oczywiście. Chodźmy do dormitorium. -powiedziała, i poszłyśmy.
Gdy doszłyśmy do dormitorium zaczęłam naszą rozmowę.
-Marg czy mogłabyś mi powiedzieć co to jest Quidditch? - zapytałam miło.
-Och. No jasne. Więc tak -zaczęła. -Quidditch... hmm. W Quidditchu lata się na miotłach. ogółnie to chodzi tam o złapanie znicza. Takiej małej piłeczki, która ma skrzydełka. Tego znicza musi złapać szukający. Ścigający musi przeżucić kafla. Taką piłkę przez jedną z trzech pętli... -Mówiła Marg.
***
-A już rozumiem -powiedziałam gdy Marg skończyła mi wszystko tłumaczyć.
-No widzisz. Wcale nie było to takie trudne. A wiesz, że w poniedziałęk mamy lekcję latania. -zapytała mnie.
-Co?! -zapytałam przestraszona. -Ale ja nie umiem latać na miotle. Ośmieszę się -Powiedziałam zrospaczona.
-Nie martw się. Wszystkiego się nauczysz. -pocieszała mnie Marg.
***
Niestety nadszedł poniedziałek. Na wszystkich lekcjach byłam rozkojażona. Poszłam z Sally i Marg na obiad.
-Lily, nie martw się. -pocieszały mnie.
-Wszystkiego się nauczysz.
Poszłyśmy na błonia. Reszta klasy już tam była. Wszyscy czekali na nauczyciela.
Okazało się że będzie nas uczyć kobieta w podeszłym wieku.
-Dzień dobry. Nazywam się Kitchara Naliss i będę was uczyć latania. Podejdźcie do swoich mioteł i zawołajcie "do mnie".
Podeszłam niepewnie do jednej z mioteł.
-Do mnie. -powiedziałam, ale miotła nie słuchała mnie. Spojżałam po innych uczniach.
-Do mnie -krzykną Potter, a jego miotła natychmiast podleciała do niego.
-Brawo panie Potter. -pochwaliła go nauczycielka. Był jednym z niewielu, którym się to udało. Gdy w końcu wszystkie miotły były w rękach uczniów pani kazała ustawić się w kolejce i pokoleji dosiadać miotły. wyszło tak, że byłam zaraz za Potterem.
***
Potter odbił się od ziemi i poleciał wysoko ponad zamek, a zaraz potem wrócił.
-Bardzo dobrze panie Potter. -pochwaliła go nauczycielka. -teraz panna Evans. Proszę bardzo.
Dosiadłam mojej miotły i poszybowałam do góry. Było to cudowne uczucie lecieć sobie w powietrzu. Lecz nagle poczułam, że zaraz spadnę. i rzeczywiście zaczęłam spadać. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie i lecimy na dół.
-Nic się nie stało panno Evans -usłyszałam głos pani Naliss.
-Nie, nic się nie stało. -odpowiedziałam i odwróciłam się żeby zobaczyć kto mnie uratował. A był to nie kto inny jak Potter.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj i nie zbliżaj się do mnie. -Byłam wściekła. W końcu lekcja latania dobiegła końca i poszłąm do dormitorium. Po pewnym czasie weszły Lana, Sally i Marg. Wszystkie usiadły na moim łóżku. Spojrzałam na Lanę.
-Jak się czujesz -zapytała mnie.
-Wporządku.-powiedziałam i przytuliłam wszystkie przejaciółki. Miałam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
-Lano przepraszam cię... -zaczęłam.
-Nic się nie stało -powiedziała -naprawdę -i uśmiechnęła się do mnie.

piątek, października 26, 2007

...Co? Nigdy, chyba że...

zabić. Z wielkim rozmachem zatrzasnęłam księge.
-"Skąd Potter znał to zaklęcie"-pomyślałam i wyszłam z biblioteki.
Poszłam prosto do dormitorium, ale znając moje szczęście musiałam na kogoś wpaść. Był to chłopak, którego Potter i Black wypchnęli z łódki na początku roku.
-Uważaj jak łazisz-powiedział do mnie.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-To nie myśl szlamo.-warknął złośliwie i poszedł w swoją stronę.
A ja poszłam do wieży Gryffindoru.
-Lily, co się stało?- zapytała mnie Lana. -Jesteś cała roztrzęsiona.
Nie odpowiedziałam jej tylko pobiegłam na błonia. Było zimno gdyż nie było to już lato a chłodna zima. Owróciłam się i stanęłam bardzo blisko osoby,której się tu nie spodziewałam i nie chciałam aby tu była.
Tą osobą był nie kto inny jak James Potter.
-Co ty tu ro...?-Nie skończyłam, bo mnie pocałował.
Odepchnęłam go.
-Lily! Umów się ze mną.- powiedział słodkim głosem.
-Co? Nigdy, chyba że...- zaczęłam.
-Że co?- zapytał szybko Potter.
- Nie nic. Nigdy więcej mnie nie całuj.- powiedziałam i spoliczkowałam go, a następnie pobiegłam do zamku.
Dopiero teraz zaczęłam odczuwać jak jest mi zimno, szybko poszłam do łazienki i przebrałam się. Jak wyszłam spotkałam Lanę, która siedziała u siebie na łóżku.
- Lano.-zaczęłam, lecz ona wybiegła z dormitorium.
- O co jej chodzi?- zapytałam Sally.
- Chyba jest obrażona, nie uważasz?- odpowiedziała mi.
- Ale o co?
- No wiesz, Lana opowiadała mi,że przyszłaś do dormitorium cała roztrzęsiona i nic jej nie tłumacząc wybiegłaś na błonia.
- A o to chodzi.- Wreszcie zrozumiałam.- Ale ona nie powinna się na mnie obrażać.- powiedziałam.
- No ale w końcu jesteście przyjaciółkami i powinnyście sobie mówić wszystko.- Przecież ona powiedziała Ci wszystko o tym jak zobaczyła Syriusza i tą blondyne.
-Ale ja musiałam sie przewietrzyć i trochę ochłonąć.- zaczęłam sie usprawiedliwiać, chociaż wiedziałam, że Sally ma rację.
Poczułam się podle, czułam się winna temu co się wydarzyło.
Poszłam do PW i usiadłam przed kominkiem.
Nagle weszedł Syriusz z tą swoją lalunią. Tylko na to czekałam.
-Black, możemy pogadać?
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale jestem trochę zajęty.
- Nic mnie to nie obchodzi- powiedziałam i zaciągnęłam go do dormitorium chłopców. Na podłodze panował wielki nieład, lecz mnie w tym momencie to nie obchodziło. Musiałam z nim pogadać.
- Black, czy ty naprawdę nie kochasz już Lany?
- A kto powiedział, że wogóle ją kocham.
- Ty przecież wysłałeś jej ten cholerny list.
- A o to ci chodzi.- powiedział.
Nie powiedziałam ani słowa więcej, bo do pokoju wszedł James.
Zobaczyłam na jego policzku czerwony ślad mojej ręki.
- Nie no stary dziewczyna cię pobiła, czy co?- zażartował Syriusz.
- A żebyś wiedział- powiedział wściekle James, a ja wybiegłam z dormitorium.
Pomyślałam, że przeprosze Lanę lecz coś mnie zatrzymało...

niedziela, października 21, 2007

...-Ty draniu jeden nie nawidzę Cię!!!...

Lana była naprawdę szczęśliwa. Po kolacji przyszła do niej Lily.
-A co ty taka szczęśłiwa? -zapytałam od razu jak weszła.
-Powiem ci w dormitorium. -powiedziała mi uradowana.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę i poszłam.
Lana wyszła ze Skrzydła Szpitalnego już 1 stycznia.
Trawała w tedy jeszcze przerwa świąteczna.
nikt po nią nie przyszedł, bo wszyscy myśleli że wychodzi jutro,
ale pani pielęgniarka zlitowała się nad nią i wypuścia ją wcześniej.
Lana wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i stanęła jak wryta
to co zabaczyła przechodziło wszelkie pojęcie.
Lana rozpłakała się.
Syriusz przytulał jakąś brunetkę. Była piękna.
Potem połączył ich namiętny pocałunek.
Lana nie wytrzymała, zaczęła krzyczeć
-Ty draniu jeden, nienawidze cię!!! -Para jak na komendę
się od siebie odsunęła -myślałam, że mnie kochasz -Lana nie mogła
pochamować łez. -Nienawidzę cię. -dodała cicho
i pobiegła do dormitorium. Syriusz pobiegł za nią, a że znał parę
skrótów to był w dormitorium dziewczyn wcześniej.
Ja również byłam w dormitorium i bardzo się zdziwiłam
jak zobaczyłam w drzwiach zasapanego Syriusza.
-C... co się stało?! -zapyatałam odrazu.
Syriusz nic nie powiedział tylko wszedł pod moje łóżko.
Zaraz po nim wbiegła Lana i rzuciła się na moje łóżko.
Była cała zpłakana.
-Lano co się stało? -ponowiłam swoje pytanie.
-S... Syriusz on rano mówił, że m...mnie k...kocha...
-i dlatego płaczesz? -zapytałam.
-N...nie, ale dzisiaj...go widziałam j...ak całował się z inną d...ziewczyną.
Nie mogłam w to uwierzyć.
-A... Ale jesteś pewna? -To znaczy jesteś pewna, że to był Syriusz?
-Tak -powiedziała i rozpłakała się. Jeszcze chwilę
z nią posiedziałam, a ona zasnęła.
Dopiero wtedy Syriusz wyszedł z pod łóżka.
Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Ani słowa... -byłam naprawdę wściekła. -idziemy do waszego dormitorium.
I poszliśmy, a tam nikogo nie było więc mogliśmy poroz... to znaczy pokrzyczeć :).
-Syriuszu jak mogłeś? -nie mogłam w to uwierzyć.
-Ale to nie tak... -zaczął.
-To jak?! -przerwałam mu -chyba jeszcze umiem słuchać
co mówi do mnie Lana.
Nagle drzwi się otwarły.
-Syriusz dziś jest peł... -James nie dokończył, bo zobaczył mnie.
-O rany zapomniałem, już idę. -powiedział Syriusz.
-Co? -zapytałam -nigdzie nie idziesz jeszcze nie skończyliśmy.
-Później dokończymy naszą rozmowę. -powiedział i wyszedł.
Tak poprostu wyszedł. A ja wściekła wróciłam do dormitorium.
Następnego dnia nie dokończyliśmy naszej rozmowy,
bo Syriusz ciągle mnie unikał. poszłśmy z Laną na zajęcia.
Lana nie wyglądała najlepiej ciągle płakała, a Syriusz ciągle za nią latał,
co bardzo ją wkurzało. Ja poszłam do biblioteki poszukać trochę
nad tym jakiego zklęcia urzył porzeciwko mnie Potter.
Szukałam na tych bardziej groźnych.
-Jest -szepnęłam i wyciągnęłam starą książkę. Zaczęłam czytać:
Sadmonir jest to bardzo groźne zaklęcie.
Tylko potężny czarnnoksiężnik potrafi je rzucić dokłądnie.
W wypadku gdy użyje go niedoświadczony czarodziej ono trafi w tego
kto je rzuca. Skutki: Osoba traci przytomność. Wydaje się,
że serce nie bije i, że nie oddycha. Dlatego każdy kto spotka taką osobę
bierze ją za zmarłą. I zakopują ją. Gdyż jak zrobi się prześwietlenie to
wszystko wykazuje na to, że to był zwykły wypadek.
Dobrze użyte potrafi nawet...

niedziela, października 14, 2007

...Mały wypadek cz. 2...

Obudził mnie krzyk Sally -Lily! Lily wstawaj!
-Ale ja chcę wstać -powiedziałam przykrywając się kołdrą.
-Dobrze za pięć minut mamy śniadanie powiemy McGon...
-nie dokończyła, bo przerwał jej mój wrzask.
-TY CHYBA ŻARTUJESZ!!! Jak ja zdążę na zajęcia. -lamentowałam. -Dlaczego mnie nie obudziłyście?
-Nie mogłyśmy, same niedawno wstałyśmy. -powiedziała Marg. Odruchowo się ubrałam i pobiegłyśmy na zajęcia.
Miałyśmy pecha spóźniłyśmy się.
-Co to za spóźnienie -20 punktów i szlaban. Jutro o 17.00, a teraz już siadajcie. Poszłam z Sally sobie usiąść.
Wszyscy odedchnęli z ulgą na dźwięk dzwonka.
-No to super. Znając McGonagall to wyc... -Sally nie skończyła, bo ja stanęłam jak wryta.
-Lily co się stało? -pytała Sally.
-Gdzie jest Lana -dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Lany nie było na zajęciach.
-Nie wim gdzie ona jest, nie widziałam jej od samego rana -powiedziała mi. Bałam się o nią.
Nagle usłyszałyśmy dzwonek. A następną lekcją były eliksiry z prof. Mikel była to opiekunka Slytherinu, która nie nawidziła Gryfonów.
A trzeba było wziąść pod uwagę, że eliksiry były w lochach, a one były na 3 piętrze.
Teraz to już naprawdę póściły się biegiem. Na dole były po 20 minutach.
-O nie! -jęknęłam -Znowu się spóźniłyśmy.
-Nie lamentój tylko chodź -pośpieszała mnie Sally.
I weszłyśmy. -Co! Jak śmiecie spóźniać się na moje lekcje!!! -wykrzyknęła.
- To już zawiele -50 punktów odejmóje Gryfonom i macie u mnie w sobotę szlaban.
Gdy wyszłyśmy z klasy wszyscy patrzyli na nas z pode łba.
-Wredna jędza -syknęłam do Sally.
-Hej dziewczyny. -odwróciłyśmy się, stali tam dwaj najbardziej znienawidzeni przezemnie chopcy Potter i Black. -CZEGO!!! -zapytałyśmy bardzo "miło".
-Od kiedy nasza pilna Evans zbiera szlabany. No pięknie
70 punktów w jeden dzień -zakpił Black.
-Choć Lily po takich jak rodzina Blacka można się zpodziewać wszystkiego
-powiedziała do mnie Sally. I poszłyśmy do toalety.
-O nie zapłaci mi za to. -Black już chciał iść za nią, ale Potter go zatrzymał
-Zaczekaj zemścimy się w inny sposób.
Dziewczyny poszły do toalety otworzyły drzwi i stanęły jak wryte. Koło umywalek leżałą Lana. Była całą we krwi. Nie czekałyśmy dłużej tylko zaniosłyśmy ją do SS.
Poszłyśmy powiadomić Remusa. Gdy mu to powiedziałyśmy strasznie zbladł.
I nic nie mówiąc pobiegł do SS, a my poszłyśmy do dormitorium i zastanawiałyśmy się nad tym kto mógł jej coś takiego zrobić.
Gdy nic nie wymyśliłyśmy to poszłyśmy spać.
Lana obudziła się dopiero po 2 miesiąca, akórat 6 grudnia. I na jej łużku był ogromny stos prezentów. Bardzo się ucieszyła, że przyjaciele o niej pamiętali.
Zaczęła otwierać prezenty.
Pierwszy był od Syriusza, a był to prezent naprawdę piękny mienowicie to byłą piękna branzoleta i naszyjnik, a był tam takrze list
Droga Lano!
Nie obrażaj się na Lily za to, że powiedziała,
że się we mnie zakochałaś, bo tak szczeże to ja Ciebie kocham!!!
Piszę to w liście, bo wiem, że nikomu tego nie powiesz
a jak bym chciał Ci to powiedzieć to napewno ktoś by podsłuchał.
Zapamiętaj sobie, że Cię kocham
Syriusz!
Lana była naprawdę szczęśliwa i pomyślała -"Ja też cię kocham".

sobota, października 13, 2007

...Mały wypadek cz.1...



















Chłopcy szli razem na błonia, bo byli tam umówieni z dziewcznami. Gdy tam doszli zobaczyli mnie strasznie naburmuszoną, byłam zła na Lanę i Sally bo to one kazały mi iść z nimi. Nie chciałam się zpotkać z tymi gumochłonami Potterem i Blackiem.
Jak chłopcy przyszli to Potter powiedział na przywitanie -Witaj Liluś, piękny dziś dzie... -nie dokończył, bo przyłożyłam mu prosto w twarz. -Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to pożałujesz. -Poprostu kipiałam ze złości. Potter też wyglądał na naprawdę wściekłego. -Przeproś mnie! -wykrzyczał mi prosto w twarz -Nie masz prawa mnie bić! Jasne! Przepraszaj!!!-W jego oczach można było zobaczyć bardzo groźne iskierki. -Ty chyba żartujesz Potter nigdy Cię nie przeproszę -Odwróciłam się do niego plecami. Już chciałam odejść gdy...
-Sadmonir! -Wrzasną Potter. Poczułam coś dziwnego, upadłam. ostatnie co pamiętam to szyderczy śmiech Pottera i krzyk przyjaciółek.
-Potter coś ty zrobił! ty gamoniu, debilu jeden! Nie widzisz że ona się nie rusza.
Zemdlałam. Obudziłam się w Skrzydle Szpitalnym (SS). Zobaczyłam
zatroskane spojrzenie Remusa.
-No nareszcie się obudziłaś, idę po dziewczyny. Obiecałem, że im powiem.
I poszedł, a ja zostałam sama. Po kilku sekundach do sali wparowali
wszyscy moi przyjaciele oprócz Pottera i Balcka.
Zrobiło mi się smutno myślałam że Potter przyjdzie mnie przeprosić.
-Lily nareszcie się obudziłaś. Ten Potter przynajmniej dostał nauczkę. -powiedziała Lana.
-Co mu zrobili?- zapytałam.
-Został zawieszony w prawach ucznia, urzył naprawdę potężnego zaklęcia -odpowiedział mi Lupin.
-Wynoście się z tąd, ale już to szpital ta dziewczyna była w śpiączce przez
3 tygodnie a w...
-Co!!!? Pani żartuje ja muszę wszystko nadrobić. Musi mnie pani wypisać.
-O nie, nie. Poleżysz tu jeszcze tydzień i w porządku.
Przyjaciele poszli. A ja zostałam sama.
Przez następne dni nikt mnie nie odwiedził.
Dopiro ostatniego dnia przyszła do mnie Lana.
-Witaj, dzisiaj cię wypisują. Przepraszam że cię nie odwiedzałam,
ale pani Mant wielokrotnie nas wyganiała.
-A czy Potter był z wami? -zapyatłam.
-Eee... No nie.
-Acha -powiedziałam smutno.
Poszłyśmy do pokoju wspulnego (PW), a tam wszyscy już siedzieli.
Po mpewnym czasie -Może zagramy w Chwilę Prawdy co? -zapytała ucieszona Lana. Wszyscy wyrazili zgodę.
Pierwsze pytanie zadałam ja.
-Lano czy ty czsem nie zakochałaś się w Syriuszu?
Lana strasznie się zaczerwieniła -Skąd taki pomysł? -zapytała
-No cóż jak byliśmy na błoniach to ciągle na niego patrzyłaś.
Lana się rozpłakała i pobiegła do dormitorium,
a Syriusz również czerwony powiedział, że musi się przejść.
-No to konie gry-powiedziałam.
-A kto tak powiedział? -zapytał Potter.
-Ja debilu. -powiedziałam i poszłam do dormitorium,
tam zastałam płaczącą Lanę, wolałam dzisiaj z nią nie rozmawiać...

wtorek, października 09, 2007

...Odwalcie się ode mnie!...





















-O Boże już 9.00! -lamentowałam od samego rana. -Jak ja zdążę na 10.30!
A prawdę mówiąc to nie byłam gotowa.
Zapomniałam się wczoraj spakować, więc dzisiaj robiłam to w wielkim pośpiechu.
-Lily pośpiesz się! -wołała mama.
-Już idę jeszcze sekundka i schodzę!


***
Za pół godziny.
-Już jestem. to jak jedziemy?
-Tak idź do samochody. Tata już tam jest, ja zaraz do was dojdę. -mówiła mama.
I pojechaliśmy. Na peron dotarliśmy za
1 godzinę. Zaczęłam się trochę denerwować, bo zostało nam zaledwie kilka minut.
-Pamiętajcie, że was kocham. Napewno przyjadę na święta. Nie zapomnijcie o mnie -żegnałam się z rodzicami. Uściskałam ich jeszcze i weszłam do pociągu.
Zaczęłam szukać wolnego przedziału. W końcu został już ostatni.
"Żeby tam była Lana, żeby tam była Lana" myślałam.
Weszłam do przedziału, a tam siedzieli dwaj chłopcy i jedna dziewczyna.
-Przepraszam, czy tu wolne? -zapytałam bardzo miło.
-Oczywiście siadaj -odpowiedziała mi dziewczyna. -Jestem Sally Houps.
-Ja jestem Remus Lupin -powiedział mi chłopak. -a to Peter Petigwiu.
-Lupin? -zapytałam -Czy ty może jesteś rodziną do Lany Lupin?
-Owszem. Jestem jej bratem.
-Cześć Remus! -Do przedziału wparowali jak gdyby nigdy nic dwaj chłopcy i Lana.
-Cześc Lily -powiedziała Lana -Jak wakacje?
-Nawet dobrze. -odpowiedziałam.
-Jestem Syriusz Balack. -przedstawił się niebiańsko przystojny chłopak.
-Ja jestem...
-O nie Potter. -wyrwało mi się.
-Och Liluś, witam cię.
-NIE NAZYWAJ MNIE LILUŚ POTTER!!! -krzyknęłam.
-Och wybacz Liluś. -powiedział.
Byłam czerwona ze złości. Ten Potter za dużo sobie pozwala.
-To że ten osiłek -tu pokazałam na Backa -jest blisko nie znaczy, że mam ci nie dowalić. JASNE!! -powiedziałam "miło".
-Zamknij się wiewióro. Bo inaczej użyjemy bardziej drastycznych środków. -Powiedział Syriusz.
Wyszłam z tego przedziału i poszłam do innego. Naszczęście znalazłam w miarę wolny przedział. Siedziała tam tlko jedna dziewczyna i chłopak.
-Cześć, czy tu jest wolne? -zapytałam.
-No jasne, sadaj. Jestem Margaret Lips.
-Ja jestem Lily Evans.
-Ja jestem Tom Welt. -powiedział mi chłopak.
Z Margaret szybko się zaprzyjaźniłam, z Tomem również.
Po jakiejś 1 godzinie usłyszeliśmy jak ktoś woła, że za niedługo Hogwart.
Nie mogłam się doczekać.
-"Będę miała wspaniałe przyjaciółki" -pomyślałam.
I dojechaliśmy.
-Lily gdzieś ty była? -pytała mnie Lana. -szukałam cię po całym pociągu.
-Liluś, kochanie gdzie byłaś? -pytał Potter.
-ODWALCIE SIĘ ODE MNIE!!! -Ten Potter naprawdę mnie rozwścieczył.
-Chodź Marg. -powiedziałam do Margaret.
-Pirszoroczni, pirszoroczni tutaj! -Wołał olbrzym.
Trochę się go przestraszyłam. Okazało się, że do
zamku popłyniemy łódkami.
Nagle usłyszałam głośny pisk. Zaczęłam się rozglądać. I zobaczyłam
Potter i Black, wyrzucili z łódki jakiegoś chłopaka o strasznie
tłustych włosach i chaczykowatym nosie. Mieli niezły ubaw.
Zauwarzyłam, że Potter zerka na mnie od czasu do czasu.
Zapewna sprawdzał czy mnie to rozśmieszyło, ale
ja tylko się odwróciłam. Gdy wysiedliśmy
to w końcu zobaczyłam zamek.
Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego.


Weszliśmy do zamku, a tam czekała na nas jakaś kobieta,
która wyglądała na bardzo surową.
Miałam nadzieję, że nie jest to żadna nauczycielka,
ale niestety okazało się, że to profesor McGonagall.
-Za chwilę wejdziemy do Wielkiej Sali (WS), tam zostaniecie
przydzieleni do domów -powiedziała nam. -teraz chodźcie za mną.
Ceremonia przedziału polegała na tym, że dana osoba podchodziła
do krzesła, siadała na nim i zakładała na głowę Tiarę Przydziłu.
Prosesor McGonagall wyczytawała nazwizka uczniów.
-Houps Sally.
-Gryffindor! -wrzasnęła tiara.
-Evans Lilyanne.
-Gryffindor!!! -przy stole Gryfonów rozległy się wrzaski, a mi ulżyło.
-Laear Misty.
-Haffelpaff! -tym razem przy stole na końcu rozległy się głośne wrzaski.
Niestety Potter i Black również trafili do Gryffindoru. Razem z Laną, Margaret, Remusem i Peterem.
Poszliśmy do swoich dormitoriów.
-Cześć, Jestem Margaret. -powiedziała.
-Ja jestem Lana, a to Sally. Mam nadzieję, że dobrze będzie się nam mieszkało.
-Zajmuję łazienkę- wrzasnęłam, a wszystkie dziewczyny póściły się
biegiem, w pogoni za mną. Na szczęście udało mi się uciec i bezpiecznie
zamnąć w łazience. Zanim wyszłamminęło pół godziny i
dziewczyny zdąrzyły się rozpakować.
Po mnie do łazienki wparowała Saly, następnie Lana, a na końcu Marg.
Ja również się rozpakowałam.
Potem urządziłyśmy sobie wieczorek zapoznawczy.
Z Sally i z Marg zprzyjaźniłam się równie szbko
jak z Laną...







poniedziałek, października 08, 2007

...Nowa znajomość...

-Przepraszam, zagapiłam się. To moja wina. -tłumaczyła.
-Nie, nie to ja się zamyśliłam -powiedziałam. -A tak przy okazji, jestem Lily Ewans.
-Lana Lupin -powiedziała -miło mi cię poznać.
-Może pójdziemy do Madam Malkin, żeby kupić szaty. -zapronowałam.
-Przykro mi ja już kupiłam sobie szatę -wyglądała na zmartwioną. -Taraz idę do księgarni. Może tam się spotkamy? -Dodała.
-No jasne świetny pomysł.
I ruszyłam samotnie do madam Malkin. Gdy weszłam zobaczyłam, że jakiś chłopak mieży już szatę. Był on bardzo przystojny. Miał brąząwe oczy i bardzo rozczochrane czarne włosy.
Ciągle się w niego gapiłam. Dopiero gdy on się odwrócił oprzytomniałam.
Gdy zobaczył, że się na niego patrzę, nic nie powiedział tylko uśmiechnął się do mnie. Zarumieniłam się, gdyż on tak pięknie wyglądał uśmiechając się...
-No dobrze panie Potter.
Szata gotowa. -powiedziała sprzedawczyni.
-Więc teraz Pani -powiedziała do mnie. -też do Hogwartu? -zapytała.
I nie czekajać na moją odpowiedź nałożyła na mnie kawał materiału i w co niektórych miejscach powbijała szpilki.
Zauwarzyłam, że ów chłopak nie wyszedł tylko przyglądał się mi.
Zaczęło mnie to wkurzać. Madam Malkin gdzieś wyszła, a ja powiedziałam zdenerwowana -Co się tak na mnie gapisz?
-A co nie mogę? -zapytał bardzo "spokojnie".
-Szata gotowa -powiedziała madam Malkin, która już wruciła z rachunkiem. Ja zapłaciłam i wyszłam. A ów przystojniak wyszedł zaraz za mną.
-Czego za mną łazisz co? -zapytałam. On tylko wzruszył rękami i nic nie powiedział.
-Witaj Lano. -przywitałam się z panną Lupin.
-Cześć! Co tak długo? -była trochę zdziwiona.
-Wybacz mi, ale musiałam się wyżyć na Potterze. -powiedziałam z lekką ironią w głosie.
-Na Jamesie? -Lana była naprawdę zdziwiona. -Ty chyba żartujesz.
-T-ty go znasz? -zapytałam przestaszona.
-No tak to jest mój najlepszy przyjaciel, on też idzie w tym roku do Hogwartu. -powiedziała. A potem dodała mi na ucho.
-Ale myślę, że on wcale nie chce ci dokuczyć. Tym razem to on się chy ba zakochał.
Mimowolnie się zarumieniłam.
Poszłam do samochodu, a tam czekali na mnie rodzice.
-Co tak długo? -zdziwiła się mama.
-No co, zawieram nowe znajomości. -powiedziałam. I opowiedziałam im "wszystki" co się wydarzyło. Pomijając kłótnię z Potterem.
Już odjeżdżaliśmy gdy nagle sobie o czymś przypomniałam.
-Mamo, tato zaczekajcie. Jeszcze nie mam sowy!
Wybiegłam z samochodu i poszłam do sowiarni.
Wybrałam sobie piękną, śnieżną sowę i nazwałam ją Śnieżka.
Wróciłam do samochodu i pojechaliśmy do domu.
Petuni zbierało się na płacz, gdy to zobaczyła. Miała taką dziwną minę :-).
Oczywiście ja się z tego cieszyłam.
Gdy byłam w swoim pokoju nie mogłam się zdecydować co mam spakować.
Wzięłam więc kawałek paperu, pióro i napisałam list do Lany.
Droga Lano!
Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że obraziłam Pottera, ale on
naprawdę nie przypadł mi do gustu.
Nie wiem co spakować do Hogwartu, gdyż mam tyle rzeczy, że nie mogę się zdecydować.
Gdy byłam w księgarni kupiłam sobie dodatkowe
lektury i nie wiem czy mam je wziąść ze sobą.
Błagam poradź mi coś.
Nie mogę się doczekać naszego spotkania.
Mam ogromną nadzieję, że usiądziemy razem w przedziale.
Nie mogąca się doczekać naszego spotkania.
Lily!
Wysłałam list z nadzieją, że nie będę musiała czekać
długo na odpowiedź.
Wzięłam jedną z dodatkowych książek i całkowicie pogrążyłam się
w lekturze. Następnie zeszłam na kolację tam już wszyscy siedzieli
i jedli. Więc ja też usiadłam i również zaczęłam jeść.
-Mamo, tato, a odwieziecie mnie na peron prawda?-zapytałam niepewnie.
-Oczywiście, że tak. Mamy do zrobienia trochę zakupów.
Ale mam nadzieję, że przyjedziesz na święta do domu? -zapytała mama.
-Mam taką nadzieję. -powiedziałam i odeszłam od stołu.
***
Gdy obudziłam się zobaczyłam list. Zaczęłam go czytać:
Kochana Lily
Ja spakowałam wszystkie ubrania.
Tak samo książki. Ja również mam nadzieję,
że spotkamy się na peronie. I również nie mogę się doczekać.
Oczywiście nie obraziłam się za Pottera. A co do waszej miłości
to chyba miałam racię. James nic innego nie mówi jak np.
"Liluś jaka ty jesteś piękna". Lub. "Mam nadzieję, że przyśnisz mi się dzisiaj".
O po prostu nie może się doczekać spotkania z tobą.
Wielokrotnie wyganiałam go z domy, bo nie chciało mi się go słuchać.
Również tęskniąca
Lana
Tan list jeszcze bardziej odizolował mnie o Pottera.
Miałam nadzieję, że on nie będzie z nami w przedziale. A jak by był
to ja napewno w nim nie usiądę.
Te postanowienia przyniosły mi pewną ulgę...

niedziela, października 07, 2007

...Ulica Pokątna...

Obudził mnie głos mamy dobiegający z dołu, która wołała:
-Lily zejdź na dół za chwilę jedziemy!
Zerwałam się z łużka tak szybko, że aż się przewróciłam. Wparowałam do łazienki i byłam gotowa już po 20 minutach. Co w moim przypadku jest bardzo dziwne, bo zwykle to z łazienki wychodzę po godzinie. Poszłam na dół zjeść śniadanie. Wszyscy byli już gotowi.
-Lepiej coś zjedz, bo zaraz jedziemy-powiedział tata.
Petunia zeszła do kuchni w szlafroku.
-To ty z nami nie jedziesz?-zapytałam.
-Nie mam zamiaru się ośmieszać.
Przecież wiadomo, że coś takiego nie istnieje-odpowiedziała złośliwie.
Pojechaliśmy 0 10.00.


***


Szliśmy jedną z ulic Londynu. I nagle...
-Jest! Jest! Patrzcie to tu Dziurawy Kocioł!-Krzyczałam jak opętana.
Niektórzy z przechodzących obok nas ludzi patrzyli
na mnie ze zdziwieniem.
-Lily nie krzycz tak-upomniała mnie mama.
-Chodźmy tam.
I weszliśmy. Byli tam dziwnie ubrani ludzie w pelerynach.
Podeszliśmy do barmana i zapytaliśmy o ul. Pokątną.
-Och, pierwszoroczna.
Chodźcie za mną-powidział uśmiechając się do nas.
Zaprowadził nas pod wielki mur.
Zastukał w niego krutkim patykiem jak się póżniej okazało różdżką.
Potem stała się rzecz niesamowita mur rozstąpił się ukazując przejście. Weszliśmytam i naszym oczom ukazała się długa ulica.
-Mamy iść do banku Gringotta, aby wymienić pieniądze-przeczytałam z listu.
Zaczęliśmy się rozglądać szukając tego banku,
ale nie dało się go ominąć.
Był ogromny. Weszliśmy do niego i omało nie krzyknęłam.
Były tam małe stwory.
Tata śmiało poszedł do jednego ze stworów i zamienił pieniądze.
Wychodząc wyciągnełam list i przeczytałam go rodzicom:

Hogwart
Szkoła
Magii i Czarodziejstwa


Umundurowanie

Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych);
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną);
3. Jedną parę rękawic ochronnych (Ze smoczej skury, albo
podobnego rodzaju);
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne);


Uwaga: wszystkie stroje uczniów powinny
być zaopatrzone w naszywki z imieniem.



Podręczniki:
Wszyscy studenci powinni mieć
po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standarowa księga zaklęć(1 stopień) Mirandy Goshwak.
Dzieje Magii Bathildy Bagshot.
Teoria magii Alberta Wafflinga.
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha.
Ciemne moce: Poradnik Samoobrony Qentina Trimble'a.
Pozostałe wyposażenie
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych, lub kryształowych fiolek
1 teleskom
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą mieć także 1 sowę ALBO
jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE
STUDENTOM PIERWSZOROCZNYCH LAT
NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ!
-No to cóż, chyba trzeba zrobić zakupy- powiedział tatko
-Od czego zaczniemy?
-Może pójdziemy po różdżkę-powiedziałam nie mogąc się już doczekać.
Weszliśmy do sklepu nad którym widniał napis
Ollivanderowie: wytwórcy najlepszych
różdżek od 382 r. przed now erą.
Była tam już jedna dziewczyna, która wymachiwała różdżką,
a sprzedawca się uśmiechnął i powiedział
-No pani Lupin znaleźliźmy właściwą.
Po czym zwrócił się do mnie-Pani...
-Lily Evans. -powiedziałam.
-Tak więc Pani Evans proszę stanąć tutaj.
Następnie podał mi różdżkę, a ja nią machłam.
Okazało się, że to właśnie ta różdżka.
Wyszłam ze sklepu. Rodziców nie było. No tak przecież kazałam im żeby poczekali na mnie w samochodzie, a ja sobie
sama wszystko kupię.
Szłam przed siebie i nagle na kogoś wpadłam.
Była to owa dziewczyna,
która kupywała różdżkę. Miała ona piękne bląd włosy
i niebieskie oczy.
Mówiąc jednym słowem była piękna.

sobota, października 06, 2007

...Zdziwienie małej czarownicy...

Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie, a mianowicie o 6.00. Nie mogłam już zasnąć więc poszłam do toalety i załatwiłam wszystkie poranne czynności, gdy wyszłam była już 7.00 więc poszłam do kuchni i przygotowałam śniadanie. Mama przyszła pół godziny póżniej, a tatko zeszedł zaraz za nią.
Dokładnie o 10.15 usłyszeliśmy zgrzyt klapki.
-"Pewnie listonosz"-pomyślałam.
-Lily kochanie idź to pewnie listonosz-powiedział tatko.
Więc poszłam po listy. Gdy wróciłam Petunia siedziała już przy stole i rozmawiała z rodzicami.
-Proszę-podałam korespondencję mamie.
-Lily jeden list jest do ciebie.
I rzeczywiście był tak dokładnie zaadresowany, że nie było mowy o pomyłece. Zaczęłam czytać:
Hogwart
Szkoła
Magii i Czarodziejstwa...
Dyrektor: Albus Dambldor
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Pani Evans,
Mamy przyjemność poinformowania Pani,
że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i
wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.
Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall,
Zastępca dyrektora
-Jaka to szkoła?-dopytywała się mama.
-Szkoła Magii i Czarodziejstwa-przeczytałam patrząc do listu.
Właśnie wtedy zobaczyła, że w kopercie jest jeszcze
jeden list:
Szanowna Pani Evans,
Ponieważ pochodzi Pani z rodziny nie magicznej,
śmiemy przypuszczać, że wiele formalności związanych
z przybyciem do szkoły sprawi Pani problemy.
Dlatego przesyłamy ten list z krótkim objaśnieniem.
Aby zakupić niezbędne szkolne przedmioty musi Pani
się udać na ul. Pokątną.
Znajduje się ona w Londynie.
Tam musi Pani odnaleźć pub o nazwie Dziurawy Kocioł.
Gdy się Pani tam znajdzie wystarczy zapytać o wyżej wspomnianą ulicę,
a zostanie udzielona pomoc.
Na owej ulicy musi Pani odnaleźć bank Gringotta,
aby wymienić zwykłe pieniądze na simeleony.
Potem może Pani zaopatrzyć się w potrzebne rzeczy.
Proszę nie zapomnieć o kupnie sowy i przesłaniu
listu potwierdzającego.
Dnia 1 września z peronu 9 i 3/4 odchodzi ekspres do Hogwartu.
Aby się tam dostać wystarczy wejść w barierkę między peronem
9 a 10. Gdyby był z tym jakiś kłopot wystarczy
się trochę porozglądać.
Z wyrazami szacunku
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
-Będę czarownicą?-zapytałam z powrotem wkładając list do koperty.
-Już nią jesteś- odpowiedziała mi Petunia-ośmieszycie się tylko.
-Jutro pojedziemy do Londynu i zobaczymy czy istnieje coś takiego jak
Dziurawy Kocioł. Narazie pomóżcie mi pozmywać-powiedziała mama.
O 20.00 byłam już u siebie w pokoju. Rozmyślałam co
przyniesie kolejny dzień...