A teraz notka.
wtorek, grudnia 25, 2007
...To nie możliwe cz. I...
A teraz notka.
środa, grudnia 05, 2007
...Wyjeżdżam -spacer (cz. II)...
To już postanowione i tak jak już pisałam nic
Poszłam do sowiarni zanim dziewczyny się obudziły. Przywołałam swoją śnieżną sowę i poszłam do gabinetu dyrektora. Na szczęście dyrektor akurat wychodził z gabinetu na śniadanie.
-Czy mogę zająć profesorowi chwilkę? -Zapytałam dyrektora.
-Ależ oczywiście panno Evans. -Odpowiedział miło i razem poszliśmy do jego gabinetu. -Tak więc o co chodzi? -Zapytał.
-Chcę wyjechać. -Powiedziałam, a dyrekto spojrzał na mnie znacząco i zapytał:
-Jesteś tego pewna? Chcesz wyjechać i zostawić przyjaciół?
-Tak chcę wyjechać i proszę tylko o wyrzenie zgody i pomoc w znalezieniu innej szkoły. -Powiedziałąm spokojnie, ale zbierało mi się na płacz.
-No więc dobrze pojedziesz do szkoły w Piuton oczywiście jeżeli się nie rozmyślisz. -Powiedział do mnie również spokojnie.
-Nie nie zmienię zdania i jeśli można to chciałabym wyjechać już dzisiaj. -Powiedziałam pewnie. -Do widzenia. Muszę się jeszcze spakować. -Powiedziałam i wyszłam z gabinetu.Poszłam prosto do mojego dormitorium i na szczęście nie spotkałam żadnej z dziewczyn. Wyciągnęłam swój kufer i zaczęłam pakowanie. Po 2 godzinach byłam już gotowa.
-Proszę o to twoje zezwolenie na opuszczenie szkoły ja już wysłałem list do Piuton. Zawiezie cię nasz pociąg. -Powiedział i podał mi kopertę, a następnie odszedł.
Szłam korytarzami, których napewno nie zapomnę. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami do Wielkiej Sali. Nie chciałam się z nikim rzegnać.
Nagle usłyszałam głos dyrektora.
-Moi mili proszę o chwilę uwagi. Chciałem wam powiedzieć, że jedna z uczennic, dobrych uczennic opuściła nas. Oooo tak Lily Evans wyjechała z tej szkoły do innej, ponieważ... No cóż nawet nie wiem dlaczego, najwidoczniej nie czuła się tutaj dobrze. -Powiedział i usiadł. Wszyscy wyglądali na zdziwionych. Moje przyjaciółki miały łzy w oczach.
-Nigdy was nie zapomnę. -Powiedziałam na głos i poszłam na stację Hogsmead.
Tam czekał na mnie jak powiedział mi dyrektor Błędny Rycerz. Wsiadłam do niego i pojechałam na peron 9 i 3/4. Wsiadłam do pociągu, który już na mnie czekał. Usiadłam w pusty, przedziale i zaczęłam myśleć o wszyskim. Czy dobrze zrobiłam wyjeżdżając. Wyciągłam mój album i zaczęłam przeglądać zdjęcia z całego roku.
Pierwsze było zrobione na lekcji zielarstwa. Bytł tam Remus, James i Marg. Przerabialiśmy wtedy Gryzonie Żółto Dziobowe. Jak się wtedy śmialiśmy z nich.
Nie mogłam oglądać tych zdjęć tak za nimi tęskniłam. Za Laną, którą poznałam na Pokątnej, za Remusem, którego poznałam dopiero w Hogwarcie. Tęskniłam za Marg, którą poznałam w przedziale. Tęskniłam za wszystkimi nawet za Jamesem i za jego wszystkimi próbami zdobycia mnie. Wiedziałam, że takich przyjaciół nigdy nie zapomnę. Dojecham do Piuton i zobaczyłam szkołę.
Była piękna w niczym nie przypominała
Hogwartu. Byłóą pomalowana na biało i otoczona lasami. Weszłam do środka, tam również było pięknie. Podeszłą do mnie jakaś pani i zaprowadziłą mnie do Wielkiej Sali, żebym zjadłą obiad. Wszędzie było pusto.
-Uczniowie są na zajęciach. -Wytłumaczyła mi. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Załuważyłam że jest tu tylko jeden stół. Gdy zjadłam to dostałam od tej pani coś co przypominało mapę. Więc ruszyłam do swojego pokoju, bo nie było tu domów tak jak w Hogwarcie. W pokoju były 4 łóżka, a nad każdym było zdjęcie ucznia. Z tych zdjęć wynikało, że pokój będę mieć z dwoma chłopakami i dziewczyną. Wszyscy byli w moim wieku, a wynikało to z ich planu lekcji. Po godzinie moi współlokatorzy zaczęli przychodzić z zajęć.
-Cześć. -Przywitała się dziewczyna. -Nazywam się Roksana Annos.
-Ja nazywam się Zack Rogul. -Przedstawiłsię chłopak.
-A ja jestem Lucjusz Malfoy. -Przedstawił się drugi chłopak, który był najbardziej przystojny.
-Cześć nazywam się Lily Evans. -Przedstawiłam się.
Zack i Roksana poszli już na kolację, a ja rozmawiałam z Lucjuszem, który gdzieś po 15 minutach zaproponował spacer, a ja się zgodziłam. Wzięłam sweter i poszliśmy. Lucjusz opowiadał mi o historiach tego zamku, a ja jemu o historiach Hogwartu. Już po 2 godzinach spaceru byliśmy przyjaciółmi.
-Chodź teraz pokarzę ci nasz taraz. -Powiedział i poszliśmy korytarzem, później po schodach aż do drzwi które Lucjusz pchnął i weszliśmy na piękny taras ozdobiony przeróżnymi kwiatami. Lucjusz zaczął się powoli do mnie zbliżać i...
niedziela, grudnia 02, 2007
...Wyjeżdżam... (cz. I)
-Lily, kocham cię...-Zaczął Jack.
-Ale ja ciebie nie. -Przerwałam mu. -Przykro mi. -Powiedziałam i wróciłam do Wielkiej Sali, Lana z Syriuszem właśnie z tamtąd wychodzili zajęci rozmową. Nawet mnie nie zauważyli. Czułam, że powoli tracę najlepszą przyjaciółkę. Ona teraz ma chłopaka i więszość czasu będą spędzać razem, mogłam się tego spodziewać. Usiadłam naprzeciw Remusa, który był przeraźliwie blady.
-Coś się stało? -Zapytałam go.
-Nie nic tylko... Yyy. Moja mama jest chora. -Powiedział tak jakby nie był tego pewien. -Tak moja mama jest chora i będę musiał dzisiaj do niej jechać. -Powiedział i wyszedł z Wielkiej Sali niby pod pretekstem spakowania się. "On coś ukrywa" pomyślałam i wyszłam za Remusem. Zobaczyłam Jacka, uśmiechnęłam się do niego, ale on tylko wzruszył ramionami i przeszedł obojętnie koło mnie, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Poszłam samotnie na zajęcia. Pierwszą lekcją były eliksiry z prof. Mikel, która nienawidziłą Gryfonów. Więc lepiej było się nie spóźnić. Czekałam na profesor razem z gryfonami i Ślizgonami, ale ona nie wychodziła.
-Co się stało tej wiedźmie? -Zapytał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się, a tam stali dwaj Gryfoni: James i Syriusz. Spojrzałam na nich z pogardą i z powrotem się odwróciłam.
-Hej Evans! -Zawołał James. -Gdzie zgubiłaś swojego Jacka?
-Po pierwsze to nie jest mój Jack, a po drugie to nie odzywam się do takich karaluchów jak ty Potter! -Wrzsnęłam i jakim cudem, ale coś się ze mną stało, że oplułam go. Potter był wściekły.
-Expelliarmus! -Rzucił na mnie pierwsze, lepsze zaklęcie jakie mu przyszło do głowy. Poczyłam że się przewracam, lecz szybko się podniosłam.
-Expelliarmus! -Również rzuciłam to zaklęcie. nie wiedziałam, że prof. Mikel wyszłą już ze swojego gabinetu. Potter upadł, lecz on nie miał tyle szczęścia co ja. Uderzył z całej siły w ostry róg ściany. Opiekunka Ślizgonów była wściekła.
-Potter do Skrzydła Szpitalnego, a za twoje zachowanie Evans Gryffindor traci 100 punktów. Idziemy do McGonagall, a wy siadać w ławkach. -Powiedziała do reszty uczniów. Pottera już nie było. A ja byłam na niego wściekła, pewnie mu się upiecze.Doszliśmy do sali Transmutacji.
-Przepraszam pani profesor, czy można panią prosić? -Zapytała wściekle.
McGonagall wyszła, spojrzała na mnie, a potem na prof. Mikel.
-Ta oto młoda panna rzuciła zaklęcie na moich oczach na pana Pottera, który nieszczęśnie uderzył w róg ściany. Co pani na to? -Ninawidziłam tej wiedźmy z całego serca.
-Dziękuje pani może pani już iśc dokończyć lekcją, a ja pogadam sobie z panną Evans. -Powiedziała McGonagall.
czwartek, listopada 15, 2007
..."Zgodzić się?"...
-Co ty tutaj robisz? –Zapytałam zdziwiona, bo z tego, co mówiła mi Marg to chłopcy nie mogą wchodzić do dormitorium dziewczyn.
-O, witaj Lily. Chciałem pożyczyć książkę od Sally. –Odpowiedział mi.
-No, ale chłopcy nie mogą wchodzić do naszego dormitorium.
-No cóż, ale my chłopcy mamy swoje sposoby. –Uśmiechną się tajemniczo.
-Ale Sally chyba jeszcze śpi. –Powiedziałam.
-A, to nic nie szkodzi. Obudzę ją. –Powiedział z uśmiechem. Wyminęłam go i poszłam usiąść sobie przed kominkiem. Miałam jeszcze czas do zajęć, a poza tym czekałam na dziewczyny…
***
-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!! –dało się słyszeć głośny krzyk Sally. –Lupin!!! Co ty tutaj robisz?!!! Pobiegłam do dormitorium. Zobaczyłam Remusa wychodzącego z naszej sypialni.
-Co się stało? –Zapytałam Remusa. –Słyszałam, jak Sally krzyczała. –Powiedziałam pospieszając go.
-Yyyy… No wiesz… -Zaczął kulawo.
-No powiedz wreszcie –powiedziałam ponaglając go.
-Yyyy… No ja wszedłem jak Sally, no wiesz…-Zakończył.
-O Boże!!! –Wrzasnęłam i pobiegłam na górę. Wpadłam jak pocisk do naszego dormitorium, a tam zobaczyłam Lanę i Marg, które cicho rozmawiały.
-Co się stało? –Po raz kolejny dzisiaj zadałam to pytanie.
-No wiesz –Zaczęła Lana –niedawno był tu Remus i on wszedł jak… -Przerwała, bo Sally wyszła z łazienki, postanowiłam dzisiaj o nic jej nie pytać.
-Sally idziesz dziś na zajęcia? –Zapytała Marg.
-Yyyy… Nie chyba nie. –Odpowiedziała nam powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. –Powiedzcie, że źle się czuję. –Dodała, a ja Lana i Marg poszłyśmy na śniadanie. Niestety musiałam usiąść naprzeciw Pottera.
-I, czego się gapisz? Zapytałam wściekła. –Nie możesz parzyć się w swój talerz?
-Nie Liluś, jesteś taka piękna, że nie mogę oderwać od ciebie wzroku. –Powiedział z tym swoim uśmieszkiem i jak zwykle jego ręka powędrowała do włosów, które zmierzwił.
-Tylko nie Liluś Potter. –Naprawdę byłam wściekła. Całym sercem nienawidziłam Pottera.
-Umów się ze mną, a dam ci spokój. –Powiedział i zrobił maślane oczy.
-Chyba śnisz Potter. –Powiedziałam i zajęłam się jedzeniem swojej owsianki.
-Ale ja cię kocham. –Powiedział. –Naprawdę Liluś.
-Nigdy się z tobą nie umówię. O wiele bardziej wolałabym włochatego pająka. Brzydzę się tobą. –Powiedziałam a w Wielkiej Sali, co raz więcej osób przyglądało się nam.
Wstałam od stołu. Potter też to zrobił. Zatrzymałam się i popatrzyłam się dziwnie na Pottera, który wyszedł na stół zeskoczył z niego i chciał mnie pocałować, lecz w porę zasłoniłam się książką.
-Uuuuuuuuuuuu!!! –Dało się słyszeć w Wielkiej Sali. Wszyscy (Oczywiście oprócz Ślizgonów) powstawali z miejsc i zaczęli bić brawo. Ze strachem zobaczyłam na dyrektora. I nie mogłam uwierzyć. Dyrektor śmiał się i klaskał razem z innymi. Inni nauczyciele spoglądali na niego z pode łba. Wyszłam z Wielkiej Sali i podążyłam samotnie aż na 7 piętro, bo właśnie tam znajdowała się sala do transmutacji.Po 10 minutach zaczęli się zbierać inni Gryfoni i Krukoni (bo z nimi mieliśmy zajęcia).
Wszyscy nadal śmiali się z Pottera, który był cały czerwony ze złości. Nawet Syriusz musiał powstrzymywać się od śmiechu.
-Dzisiaj zajmiemy się przemianą zwierząt w puchary na wodę… -Zaczęła profesor McGonagall.
-No, mówię ci Evans będzie moja. –Mówił Potter do Blaca.
-Nie no stary tym razem nie wierzę ci na słowo. Przykro mi. –Powiedział Black uśmiechając się złośliwie.
-Panie Potter proszę wstać. O i pan Black również. Czy mógłby mi któryś z panów powiedzieć co ja teraz mówiłam. –Powiedziała ostro McGonagall.
Popatrzyłam na nich z odrazą. Obaj mieli miny świętoszka.
-Niestety pani profesor nic nie usłyszałem. –Powiedział święcie pewny siebie Potter.
Black nie wytrzymał zaczął się niekontrolowanie śmiać. Spojrzałam na niego z odrazą.
-Obaj macie szlaban! –Wrzasnęła wściekła profesorka.
***
-Potter, Black zostańcie na chwilę. –powiedziała McGonagall pod koniec lekcji –musimy omówić wasz szlaban.
-Poczekajcie na nas. –Powiedział Potter do Pettigrwiu i Lupina.
-Dobra poczekamy pod drzwiami. –Odpowiedział mu Lupin.
Poszłam do lochów i zaczęłam rozmawiać z Marg i Laną. W końcu wyszła prof. Mikel.
Która spojrzała z odrazą na Gryfonów.
-Zapraszam do środka –Powiedziała, a wszyscy Gryfoni podążyli za nią.
Gdy lekcja w końcu dobiegła końca poszłam na obiad. Usiadłam z dala od Pottera, ale niestety nie uniknęłam go zamiast za miast dala ode mnie on usiadł sobie koło mnie.
Jadłam zupę pomidorową, gdy nagle, Potter swoją rękę położył na moim pośladku.
-Potter ty zboczeńcu!!! –Wydzierałam się na całą Wielką Salę –Nie dotykaj mnie!!!
Wyleciałam jak oparzona z Wielkiej Sali i pobiegłam do swojego dormitorium. Usiadłam sobie naprzeciw kominka i rozpłakałam się. Płakałam tak i płakałam. Nie poszłam na następne zajęcia. Nagle usłyszałam głosy rozmawiających uczniów wracających z kolacji. Szybko otarłam łzy i nadal siedziałam sobie przed kominkiem. Jakiś trzecioklasista usiadł sobie obok mnie.
-Płakałaś? –Zapytał niespodziewanie.
-Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? –Zapytałam nieznajomego chłopaka.
-Jestem Jack Kastroll. –Przedstawił się.
-Lily, Lily Evans. –Powiedziałam i zaczęliśmy rozmawiać. Miał on czarne włosy i niebieskie oczy. Był przystojny.
-Może pójdziemy na spacer? –Zaproponował Jack.
-Oczywiście. Poczekaj tutaj pójdę tylko po kurtkę.
Poszłam do dormitorium. Ubrałam się ciepło i zeszłam z powrotem na dół.
Poszliśmy na błonia.
-Masz chłopaka? –Zapytał mnie.
-Nie, nie mam, a ty? To znaczy czy masz dziewczynę? –Zapytałam.
-Nie mam, ale ty chyba masz o ile dobrze wiem to Potter cię… -Nie dokończył, bo dostał ode mnie śnieżką.
-Nic nie łączy mnie z Potterem. To gnojek, nienawidzę go –Pojedyncze łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. –Nienawidzę go nienawidzę. –Jack przytulił mnie.
-No już. Cichutko. –Zaczął mnie uspokajać. –Nie płacz już.
Poczułam, że ja i Jack będziemy dobrymi przyjaciółmi.
***
Z Jackiem spędzałam coraz więcej czasu. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
Czułam, że Potter jest zazdrosny o Jacka. Patrzył na niego z odrazą.
Odrabialiśmy razem zadanie i wiele innych rzeczy robiliśmy razem.
Czekałam na Jacka w pokoju Wspólnym, mieliśmy iść razem na obiad.
-Lily poprosił mnie, poprosił mnie. –Krzyczała szczęśliwa Lana.
-Ale, o co chodzi. –Zapytałam ją. Zupełnie nie wiedziałam, co się stało.
-No jak to, co. Syriusz poprosił mnie o chodzenie, a ja się zgodziłam. –Powiedziała cała podekscytowana.
-Co?! –Nie mogłam w to uwierzyć. –Nie no gratuluję. –powiedziałam jej.
-Dziękuję ci biegnę, bo Syriuszek na mnie czeka. –Powiedziała i poszła do dormitorium chłopców. Nie mogłam tego zrozumieć przecież Syriusz i Lana raczej się nie lubili to jakim cudem zostali parą.
-Witaj Lily. –Powiedział do mnie Jack i pocałował mnie w policzek.
-Witaj Jack. Jak tam na zajęciach? –Zapytałam go.
-W porządku. To jak idziemy na ten obiad. Jestem strasznie głodny.
-No jasne, Ja też jestem głodna. Nie jadłam jeszcze śniadania. –Powiedziałam mu szczerze. –Więc możemy iść.
Poszliśmy razem na obiad i usiedliśmy przy końcu stołu zaraz koło Syriusz i Lany, którzy całowali się namiętnie. Zaczęłam nakładać sobie przeróżnych pyszności.
-Możemy na chwilkę wyjść? –Zapytał Jack.
-Oczywiście. Chodźmy –powiedziałam i poszliśmy.
-Co się stało? –zapytałam go gdy już wyszliśmy z Wielkiej Sali.
-Ja…Ja…-zaczął się jąkać. –Ja chciałem cię zapytać czy ty no czy chciałabyś… no zostać moją dziewczyną? –Zakończył. Nie spodziewałam się tego. Nie wiedziałam co powiedzieć. W mojej głowie kłębiły się przeróżne myśli „zgodzić się?”…
***
Mam nadzieję, że nocia wam się podoba. Kolejna nocia pojawi się, "chyba" w sobotę, ale nie jestem jeszcze pewna!!! Pozdrowienia!!!
piątek, listopada 09, 2007
...Quidditch? Lekcja latania?...
-Co się stało? - zapytałam zupełnie nie wiedząca kim jest ta dziewczyna i co się stało.
-Nie teraz panno Evans - powiedziała mi profesorka. -Musimy wysłąć pannę Krufey do Świętego Munga. Dyrektor wyczarował niewidzialne nosze i poszli sobie. A ja padłam na moje łóżko. przypomniałam sobie, że miałam przeprosić Lanę, ale byłąm bardzo śpiąca.
piątek, października 26, 2007
...Co? Nigdy, chyba że...
niedziela, października 21, 2007
...-Ty draniu jeden nie nawidzę Cię!!!...
niedziela, października 14, 2007
...Mały wypadek cz. 2...
-Ale ja chcę wstać -powiedziałam przykrywając się kołdrą.
-Dobrze za pięć minut mamy śniadanie powiemy McGon...
-nie dokończyła, bo przerwał jej mój wrzask.
-TY CHYBA ŻARTUJESZ!!! Jak ja zdążę na zajęcia. -lamentowałam. -Dlaczego mnie nie obudziłyście?
-Nie mogłyśmy, same niedawno wstałyśmy. -powiedziała Marg. Odruchowo się ubrałam i pobiegłyśmy na zajęcia.
Miałyśmy pecha spóźniłyśmy się.
-Co to za spóźnienie -20 punktów i szlaban. Jutro o 17.00, a teraz już siadajcie. Poszłam z Sally sobie usiąść.
Wszyscy odedchnęli z ulgą na dźwięk dzwonka.
-No to super. Znając McGonagall to wyc... -Sally nie skończyła, bo ja stanęłam jak wryta.
-Lily co się stało? -pytała Sally.
-Gdzie jest Lana -dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Lany nie było na zajęciach.
-Nie wim gdzie ona jest, nie widziałam jej od samego rana -powiedziała mi. Bałam się o nią.
Nagle usłyszałyśmy dzwonek. A następną lekcją były eliksiry z prof. Mikel była to opiekunka Slytherinu, która nie nawidziła Gryfonów.
A trzeba było wziąść pod uwagę, że eliksiry były w lochach, a one były na 3 piętrze.
Teraz to już naprawdę póściły się biegiem. Na dole były po 20 minutach.
-O nie! -jęknęłam -Znowu się spóźniłyśmy.
-Nie lamentój tylko chodź -pośpieszała mnie Sally.
I weszłyśmy. -Co! Jak śmiecie spóźniać się na moje lekcje!!! -wykrzyknęła.
- To już zawiele -50 punktów odejmóje Gryfonom i macie u mnie w sobotę szlaban.
Gdy wyszłyśmy z klasy wszyscy patrzyli na nas z pode łba.
-Wredna jędza -syknęłam do Sally.
-Hej dziewczyny. -odwróciłyśmy się, stali tam dwaj najbardziej znienawidzeni przezemnie chopcy Potter i Black. -CZEGO!!! -zapytałyśmy bardzo "miło".
-Od kiedy nasza pilna Evans zbiera szlabany. No pięknie
70 punktów w jeden dzień -zakpił Black.
-Choć Lily po takich jak rodzina Blacka można się zpodziewać wszystkiego
-powiedziała do mnie Sally. I poszłyśmy do toalety.
-O nie zapłaci mi za to. -Black już chciał iść za nią, ale Potter go zatrzymał
-Zaczekaj zemścimy się w inny sposób.
Dziewczyny poszły do toalety otworzyły drzwi i stanęły jak wryte. Koło umywalek leżałą Lana. Była całą we krwi. Nie czekałyśmy dłużej tylko zaniosłyśmy ją do SS.
Poszłyśmy powiadomić Remusa. Gdy mu to powiedziałyśmy strasznie zbladł.
I nic nie mówiąc pobiegł do SS, a my poszłyśmy do dormitorium i zastanawiałyśmy się nad tym kto mógł jej coś takiego zrobić.
Gdy nic nie wymyśliłyśmy to poszłyśmy spać.
Lana obudziła się dopiero po 2 miesiąca, akórat 6 grudnia. I na jej łużku był ogromny stos prezentów. Bardzo się ucieszyła, że przyjaciele o niej pamiętali.
Zaczęła otwierać prezenty.
Pierwszy był od Syriusza, a był to prezent naprawdę piękny mienowicie to byłą piękna branzoleta i naszyjnik, a był tam takrze list
sobota, października 13, 2007
...Mały wypadek cz.1...
Chłopcy szli razem na błonia, bo byli tam umówieni z dziewcznami. Gdy tam doszli zobaczyli mnie strasznie naburmuszoną, byłam zła na Lanę i Sally bo to one kazały mi iść z nimi. Nie chciałam się zpotkać z tymi gumochłonami Potterem i Blackiem.
Jak chłopcy przyszli to Potter powiedział na przywitanie -Witaj Liluś, piękny dziś dzie... -nie dokończył, bo przyłożyłam mu prosto w twarz. -Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to pożałujesz. -Poprostu kipiałam ze złości. Potter też wyglądał na naprawdę wściekłego. -Przeproś mnie! -wykrzyczał mi prosto w twarz -Nie masz prawa mnie bić! Jasne! Przepraszaj!!!-W jego oczach można było zobaczyć bardzo groźne iskierki. -Ty chyba żartujesz Potter nigdy Cię nie przeproszę -Odwróciłam się do niego plecami. Już chciałam odejść gdy...
-Sadmonir! -Wrzasną Potter. Poczułam coś dziwnego, upadłam. ostatnie co pamiętam to szyderczy śmiech Pottera i krzyk przyjaciółek.
-Potter coś ty zrobił! ty gamoniu, debilu jeden! Nie widzisz że ona się nie rusza.
Zemdlałam. Obudziłam się w Skrzydle Szpitalnym (SS). Zobaczyłam
zatroskane spojrzenie Remusa.
-No nareszcie się obudziłaś, idę po dziewczyny. Obiecałem, że im powiem.
I poszedł, a ja zostałam sama. Po kilku sekundach do sali wparowali
wszyscy moi przyjaciele oprócz Pottera i Balcka.
Zrobiło mi się smutno myślałam że Potter przyjdzie mnie przeprosić.
-Lily nareszcie się obudziłaś. Ten Potter przynajmniej dostał nauczkę. -powiedziała Lana.
-Co mu zrobili?- zapytałam.
-Został zawieszony w prawach ucznia, urzył naprawdę potężnego zaklęcia -odpowiedział mi Lupin.
-Wynoście się z tąd, ale już to szpital ta dziewczyna była w śpiączce przez
3 tygodnie a w...
-Co!!!? Pani żartuje ja muszę wszystko nadrobić. Musi mnie pani wypisać.
-O nie, nie. Poleżysz tu jeszcze tydzień i w porządku.
Przyjaciele poszli. A ja zostałam sama.
Przez następne dni nikt mnie nie odwiedził.
Dopiro ostatniego dnia przyszła do mnie Lana.
-Witaj, dzisiaj cię wypisują. Przepraszam że cię nie odwiedzałam,
ale pani Mant wielokrotnie nas wyganiała.
-A czy Potter był z wami? -zapyatłam.
-Eee... No nie.
-Acha -powiedziałam smutno.
Poszłyśmy do pokoju wspulnego (PW), a tam wszyscy już siedzieli.
Po mpewnym czasie -Może zagramy w Chwilę Prawdy co? -zapytała ucieszona Lana. Wszyscy wyrazili zgodę.
Pierwsze pytanie zadałam ja.
-Lano czy ty czsem nie zakochałaś się w Syriuszu?
Lana strasznie się zaczerwieniła -Skąd taki pomysł? -zapytała
-No cóż jak byliśmy na błoniach to ciągle na niego patrzyłaś.
Lana się rozpłakała i pobiegła do dormitorium,
a Syriusz również czerwony powiedział, że musi się przejść.
-No to konie gry-powiedziałam.
-A kto tak powiedział? -zapytał Potter.
-Ja debilu. -powiedziałam i poszłam do dormitorium,
tam zastałam płaczącą Lanę, wolałam dzisiaj z nią nie rozmawiać...
wtorek, października 09, 2007
...Odwalcie się ode mnie!...
-O Boże już 9.00! -lamentowałam od samego rana. -Jak ja zdążę na 10.30!
A prawdę mówiąc to nie byłam gotowa.
Zapomniałam się wczoraj spakować, więc dzisiaj robiłam to w wielkim pośpiechu.
-Lily pośpiesz się! -wołała mama.
-Już idę jeszcze sekundka i schodzę!
Weszliśmy do zamku, a tam czekała na nas jakaś kobieta,
poniedziałek, października 08, 2007
...Nowa znajomość...
niedziela, października 07, 2007
...Ulica Pokątna...
sobota, października 06, 2007
...Zdziwienie małej czarownicy...