czwartek, listopada 15, 2007

..."Zgodzić się?"...

Bardzo się cieszyłam, że Lana mi wybaczyła. Zwierzyłam jej się z moich wszystkich problemów, bo wiedziałam, że mnie zrozumie. Poszłam do Pokoju Wspólnego. Schodziłam po schodach i wpadłam na Remusa.

-Co ty tutaj robisz? –Zapytałam zdziwiona, bo z tego, co mówiła mi Marg to chłopcy nie mogą wchodzić do dormitorium dziewczyn.

-O, witaj Lily. Chciałem pożyczyć książkę od Sally. –Odpowiedział mi.

-No, ale chłopcy nie mogą wchodzić do naszego dormitorium.

-No cóż, ale my chłopcy mamy swoje sposoby. –Uśmiechną się tajemniczo.

-Ale Sally chyba jeszcze śpi. –Powiedziałam.

-A, to nic nie szkodzi. Obudzę ją. –Powiedział z uśmiechem. Wyminęłam go i poszłam usiąść sobie przed kominkiem. Miałam jeszcze czas do zajęć, a poza tym czekałam na dziewczyny…




***



-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!! –dało się słyszeć głośny krzyk Sally. –Lupin!!! Co ty tutaj robisz?!!! Pobiegłam do dormitorium. Zobaczyłam Remusa wychodzącego z naszej sypialni.

-Co się stało? –Zapytałam Remusa. –Słyszałam, jak Sally krzyczała. –Powiedziałam pospieszając go.

-Yyyy… No wiesz… -Zaczął kulawo.

-No powiedz wreszcie –powiedziałam ponaglając go.

-Yyyy… No ja wszedłem jak Sally, no wiesz…-Zakończył.

-O Boże!!! –Wrzasnęłam i pobiegłam na górę. Wpadłam jak pocisk do naszego dormitorium, a tam zobaczyłam Lanę i Marg, które cicho rozmawiały.

-Co się stało? –Po raz kolejny dzisiaj zadałam to pytanie.

-No wiesz –Zaczęła Lana –niedawno był tu Remus i on wszedł jak… -Przerwała, bo Sally wyszła z łazienki, postanowiłam dzisiaj o nic jej nie pytać.

-Sally idziesz dziś na zajęcia? –Zapytała Marg.

-Yyyy… Nie chyba nie. –Odpowiedziała nam powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. –Powiedzcie, że źle się czuję. –Dodała, a ja Lana i Marg poszłyśmy na śniadanie. Niestety musiałam usiąść naprzeciw Pottera.

-I, czego się gapisz? Zapytałam wściekła. –Nie możesz parzyć się w swój talerz?

-Nie Liluś, jesteś taka piękna, że nie mogę oderwać od ciebie wzroku. –Powiedział z tym swoim uśmieszkiem i jak zwykle jego ręka powędrowała do włosów, które zmierzwił.

-Tylko nie Liluś Potter. –Naprawdę byłam wściekła. Całym sercem nienawidziłam Pottera.

-Umów się ze mną, a dam ci spokój. –Powiedział i zrobił maślane oczy.

-Chyba śnisz Potter. –Powiedziałam i zajęłam się jedzeniem swojej owsianki.

-Ale ja cię kocham. –Powiedział. –Naprawdę Liluś.

-Nigdy się z tobą nie umówię. O wiele bardziej wolałabym włochatego pająka. Brzydzę się tobą. –Powiedziałam a w Wielkiej Sali, co raz więcej osób przyglądało się nam.

Wstałam od stołu. Potter też to zrobił. Zatrzymałam się i popatrzyłam się dziwnie na Pottera, który wyszedł na stół zeskoczył z niego i chciał mnie pocałować, lecz w porę zasłoniłam się książką.

-Uuuuuuuuuuuu!!! –Dało się słyszeć w Wielkiej Sali. Wszyscy (Oczywiście oprócz Ślizgonów) powstawali z miejsc i zaczęli bić brawo. Ze strachem zobaczyłam na dyrektora. I nie mogłam uwierzyć. Dyrektor śmiał się i klaskał razem z innymi. Inni nauczyciele spoglądali na niego z pode łba. Wyszłam z Wielkiej Sali i podążyłam samotnie aż na 7 piętro, bo właśnie tam znajdowała się sala do transmutacji.

Po 10 minutach zaczęli się zbierać inni Gryfoni i Krukoni (bo z nimi mieliśmy zajęcia).

Wszyscy nadal śmiali się z Pottera, który był cały czerwony ze złości. Nawet Syriusz musiał powstrzymywać się od śmiechu.

-Dzisiaj zajmiemy się przemianą zwierząt w puchary na wodę… -Zaczęła profesor McGonagall.

-No, mówię ci Evans będzie moja. –Mówił Potter do Blaca.

-Nie no stary tym razem nie wierzę ci na słowo. Przykro mi. –Powiedział Black uśmiechając się złośliwie.

-Panie Potter proszę wstać. O i pan Black również. Czy mógłby mi któryś z panów powiedzieć co ja teraz mówiłam. –Powiedziała ostro McGonagall.

Popatrzyłam na nich z odrazą. Obaj mieli miny świętoszka.

-Niestety pani profesor nic nie usłyszałem. –Powiedział święcie pewny siebie Potter.

Black nie wytrzymał zaczął się niekontrolowanie śmiać. Spojrzałam na niego z odrazą.

-Obaj macie szlaban! –Wrzasnęła wściekła profesorka.



***



-Potter, Black zostańcie na chwilę. –powiedziała McGonagall pod koniec lekcji –musimy omówić wasz szlaban.

-Poczekajcie na nas. –Powiedział Potter do Pettigrwiu i Lupina.

-Dobra poczekamy pod drzwiami. –Odpowiedział mu Lupin.

Poszłam do lochów i zaczęłam rozmawiać z Marg i Laną. W końcu wyszła prof. Mikel.

Która spojrzała z odrazą na Gryfonów.

-Zapraszam do środka –Powiedziała, a wszyscy Gryfoni podążyli za nią.

Gdy lekcja w końcu dobiegła końca poszłam na obiad. Usiadłam z dala od Pottera, ale niestety nie uniknęłam go zamiast za miast dala ode mnie on usiadł sobie koło mnie.

Jadłam zupę pomidorową, gdy nagle, Potter swoją rękę położył na moim pośladku.

-Potter ty zboczeńcu!!! –Wydzierałam się na całą Wielką Salę –Nie dotykaj mnie!!!

Wyleciałam jak oparzona z Wielkiej Sali i pobiegłam do swojego dormitorium. Usiadłam sobie naprzeciw kominka i rozpłakałam się. Płakałam tak i płakałam. Nie poszłam na następne zajęcia. Nagle usłyszałam głosy rozmawiających uczniów wracających z kolacji. Szybko otarłam łzy i nadal siedziałam sobie przed kominkiem. Jakiś trzecioklasista usiadł sobie obok mnie.

-Płakałaś? –Zapytał niespodziewanie.

-Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? –Zapytałam nieznajomego chłopaka.

-Jestem Jack Kastroll. –Przedstawił się.

-Lily, Lily Evans. –Powiedziałam i zaczęliśmy rozmawiać. Miał on czarne włosy i niebieskie oczy. Był przystojny.

-Może pójdziemy na spacer? –Zaproponował Jack.

-Oczywiście. Poczekaj tutaj pójdę tylko po kurtkę.

Poszłam do dormitorium. Ubrałam się ciepło i zeszłam z powrotem na dół.

Poszliśmy na błonia.

-Masz chłopaka? –Zapytał mnie.

-Nie, nie mam, a ty? To znaczy czy masz dziewczynę? –Zapytałam.

-Nie mam, ale ty chyba masz o ile dobrze wiem to Potter cię… -Nie dokończył, bo dostał ode mnie śnieżką.

-Nic nie łączy mnie z Potterem. To gnojek, nienawidzę go –Pojedyncze łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. –Nienawidzę go nienawidzę. –Jack przytulił mnie.

-No już. Cichutko. –Zaczął mnie uspokajać. –Nie płacz już.

Poczułam, że ja i Jack będziemy dobrymi przyjaciółmi.



***



Z Jackiem spędzałam coraz więcej czasu. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi.

Czułam, że Potter jest zazdrosny o Jacka. Patrzył na niego z odrazą.

Odrabialiśmy razem zadanie i wiele innych rzeczy robiliśmy razem.



Czekałam na Jacka w pokoju Wspólnym, mieliśmy iść razem na obiad.

-Lily poprosił mnie, poprosił mnie. –Krzyczała szczęśliwa Lana.

-Ale, o co chodzi. –Zapytałam ją. Zupełnie nie wiedziałam, co się stało.

-No jak to, co. Syriusz poprosił mnie o chodzenie, a ja się zgodziłam. –Powiedziała cała podekscytowana.

-Co?! –Nie mogłam w to uwierzyć. –Nie no gratuluję. –powiedziałam jej.

-Dziękuję ci biegnę, bo Syriuszek na mnie czeka. –Powiedziała i poszła do dormitorium chłopców. Nie mogłam tego zrozumieć przecież Syriusz i Lana raczej się nie lubili to jakim cudem zostali parą.

-Witaj Lily. –Powiedział do mnie Jack i pocałował mnie w policzek.

-Witaj Jack. Jak tam na zajęciach? –Zapytałam go.

-W porządku. To jak idziemy na ten obiad. Jestem strasznie głodny.

-No jasne, Ja też jestem głodna. Nie jadłam jeszcze śniadania. –Powiedziałam mu szczerze. –Więc możemy iść.

Poszliśmy razem na obiad i usiedliśmy przy końcu stołu zaraz koło Syriusz i Lany, którzy całowali się namiętnie. Zaczęłam nakładać sobie przeróżnych pyszności.

-Możemy na chwilkę wyjść? –Zapytał Jack.

-Oczywiście. Chodźmy –powiedziałam i poszliśmy.

-Co się stało? –zapytałam go gdy już wyszliśmy z Wielkiej Sali.

-Ja…Ja…-zaczął się jąkać. –Ja chciałem cię zapytać czy ty no czy chciałabyś… no zostać moją dziewczyną? –Zakończył. Nie spodziewałam się tego. Nie wiedziałam co powiedzieć. W mojej głowie kłębiły się przeróżne myśli „zgodzić się?”…

***

Mam nadzieję, że nocia wam się podoba. Kolejna nocia pojawi się, "chyba" w sobotę, ale nie jestem jeszcze pewna!!! Pozdrowienia!!!

piątek, listopada 09, 2007

...Quidditch? Lekcja latania?...

Zatrzymałam się. Na podłodze było pełno krwi, prowadziła prosto do naszego dormitorium. Poszłam tam. Łóżko jednej z naszych współlokatorek było całe we krwi. Koło niego stał prof. Dambledore i prof. McGonagall.
-Co się stało? - zapytałam zupełnie nie wiedząca kim jest ta dziewczyna i co się stało.
-Nie teraz panno Evans - powiedziała mi profesorka. -Musimy wysłąć pannę Krufey do Świętego Munga. Dyrektor wyczarował niewidzialne nosze i poszli sobie. A ja padłam na moje łóżko. przypomniałam sobie, że miałam przeprosić Lanę, ale byłąm bardzo śpiąca.
***
Gdy obudziłam się ranodziewczyn z dormitorium już nie było. Poszłam do łazienki i załatwiłam wszystkie poranne czynności. Ubrałam się ciepło i poszłam na błonia. Gdy przechodziłam przez Pokój Wspólny zobaczyłam "małą" grupkę dzieci zgromadzonych przy tablicy ogłoszeń. Więc i ja poszłam przeczytać ogłoszenie. A brzmiało ono następująco:
Kapitan drużyny gryfonów poszukuje nowego szukającego i ścigającego. Sprawdziany odbędą się
15 stycznia na boisku do Quidditcha...
-Quidditch? - nie rozumiałam o co tu chodzi. Gdy nagle usłyszałam strzępy rozmowy...
-To jak idziemy na sprawdzian? - pytał jak się okazało to pytał Black Pottera.
-No jasne. Tylko, że nie mamy własnych mioteł. - odpowiedział zawiedziony Potter. - Ej zobacz w poniedziałek mamy pierwszą lekcję latania. Ciekawe dlaczego dopiero teraz. Powinny być od początku roku.
-Pewnie nie mieli nauczyciela. -powiedział Black. Ja wcale nie miałam zamiaru latać na miotle. Poszłam szybko poszukać Marg.
Na szczęście szybko ją znalazłam w bibliotece. Była cała załadowana książkami.
-Margaret? -zapytałam.
-Tak? Oco chodzi? -zapytałą zupełnie nie przytomna. -O witaj Lily. -powiedziałą jakby dopiero teraz oprzytomniała. -Słyszałaś o tej dziewczynie?
-O tak. -odpowiedziałam. -Czy możemy pogadać? -zapytałam.
-Och oczywiście. Chodźmy do dormitorium. -powiedziała, i poszłyśmy.
Gdy doszłyśmy do dormitorium zaczęłam naszą rozmowę.
-Marg czy mogłabyś mi powiedzieć co to jest Quidditch? - zapytałam miło.
-Och. No jasne. Więc tak -zaczęła. -Quidditch... hmm. W Quidditchu lata się na miotłach. ogółnie to chodzi tam o złapanie znicza. Takiej małej piłeczki, która ma skrzydełka. Tego znicza musi złapać szukający. Ścigający musi przeżucić kafla. Taką piłkę przez jedną z trzech pętli... -Mówiła Marg.
***
-A już rozumiem -powiedziałam gdy Marg skończyła mi wszystko tłumaczyć.
-No widzisz. Wcale nie było to takie trudne. A wiesz, że w poniedziałęk mamy lekcję latania. -zapytała mnie.
-Co?! -zapytałam przestraszona. -Ale ja nie umiem latać na miotle. Ośmieszę się -Powiedziałam zrospaczona.
-Nie martw się. Wszystkiego się nauczysz. -pocieszała mnie Marg.
***
Niestety nadszedł poniedziałek. Na wszystkich lekcjach byłam rozkojażona. Poszłam z Sally i Marg na obiad.
-Lily, nie martw się. -pocieszały mnie.
-Wszystkiego się nauczysz.
Poszłyśmy na błonia. Reszta klasy już tam była. Wszyscy czekali na nauczyciela.
Okazało się że będzie nas uczyć kobieta w podeszłym wieku.
-Dzień dobry. Nazywam się Kitchara Naliss i będę was uczyć latania. Podejdźcie do swoich mioteł i zawołajcie "do mnie".
Podeszłam niepewnie do jednej z mioteł.
-Do mnie. -powiedziałam, ale miotła nie słuchała mnie. Spojżałam po innych uczniach.
-Do mnie -krzykną Potter, a jego miotła natychmiast podleciała do niego.
-Brawo panie Potter. -pochwaliła go nauczycielka. Był jednym z niewielu, którym się to udało. Gdy w końcu wszystkie miotły były w rękach uczniów pani kazała ustawić się w kolejce i pokoleji dosiadać miotły. wyszło tak, że byłam zaraz za Potterem.
***
Potter odbił się od ziemi i poleciał wysoko ponad zamek, a zaraz potem wrócił.
-Bardzo dobrze panie Potter. -pochwaliła go nauczycielka. -teraz panna Evans. Proszę bardzo.
Dosiadłam mojej miotły i poszybowałam do góry. Było to cudowne uczucie lecieć sobie w powietrzu. Lecz nagle poczułam, że zaraz spadnę. i rzeczywiście zaczęłam spadać. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie i lecimy na dół.
-Nic się nie stało panno Evans -usłyszałam głos pani Naliss.
-Nie, nic się nie stało. -odpowiedziałam i odwróciłam się żeby zobaczyć kto mnie uratował. A był to nie kto inny jak Potter.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj i nie zbliżaj się do mnie. -Byłam wściekła. W końcu lekcja latania dobiegła końca i poszłąm do dormitorium. Po pewnym czasie weszły Lana, Sally i Marg. Wszystkie usiadły na moim łóżku. Spojrzałam na Lanę.
-Jak się czujesz -zapytała mnie.
-Wporządku.-powiedziałam i przytuliłam wszystkie przejaciółki. Miałam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
-Lano przepraszam cię... -zaczęłam.
-Nic się nie stało -powiedziała -naprawdę -i uśmiechnęła się do mnie.